Zasadniczą funkcją Aniołów jest sprawowanie opieki nad stworzeniami. Opiekują się nie tylko ludźmi, ale także całymi narodami. Wiadomo, że narodem izraelskim opiekował się Anioł Jahwe, w jego zaś imieniu rolę tę pełnił, jak poświadcza Daniel, Archanioł Michał. Przykładem opieki i interwencji Anioła Stróża jest Portugalia. W najnowszych czasach jest to jak dotąd jedyne, w pełni potwierdzone przez Kościół objawienie narodowego Anioła Stróża.

Zamieszczone poniżej orędzia Anioła Stróża Polski mają za cel pobudzić Polaków do ufnych próśb o Jego wstawiennictwa, lecz także obudzić prawdziwą wiarę, przestrzec przed zagrożeniami i uświadomić powołanie w łączności z Kościołem, który przeżywa kryzys na tle ogólnej sytuacji. Kościół w Polsce jest Kościołem nieustannego przełomu, który dokonuje się w dzieciach Bożych. Jak Chrystus, ma on swój Tabor i Kalwarię. Jednak tylko Kościół ma gwarancję, że Chrystus będzie z nim po wszystkie dni aż do skończenia świata. Można mówić o kryzysie poszczególnych ludzi – nie jest to jednak kryzys Kościoła jako Dobrego Nauczyciela, który naucza w prawdzie.

Wszystkie orędzia Anioła Stróża Polski publikowane dotychczas na tej stronie posiadają NIHIL OBSTAT.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Rozważania na temat Intronizacji

Wykład księdza profesora Jerzego Bajdy na temat Intronizacji Chrystusa Króla, wygłoszony na Jasnej Górze 1 czerwca 2003 r.

W rozważaniach na temat Intronizacji Chrystusa Króla warto spojrzeć, w jaki sposób Chrystus jest obecny w naszym Narodzie. Czy jest obecny w państwie, w Sejmie, rządzie, parlamencie, telewizji, prasie, nauce, szkolnictwie, wychowaniu? Nie. A przecież jeżeli człowiek i społeczeństwo mają w pełni podlegać Królestwu Chrystusa, żadna dziedzina życia ludzkiego nie może się znaleźć poza zasięgiem władzy Najświętszego Serca. To w Nim jest ratunek dla świata.
 W świetle tajemnicy Stworzenia godność królewska przysługiwała człowiekowi z natury (powołanie do panowania nad całym światem), podobnie jak godność kapłańska (powołanie do wielbienia Boga całym swoim życiem), a można także mówić już o istnieniu godności prorockiej, o czym wspomina Papież Jan Paweł II w swoich katechezach na temat "Mężczyzną i niewiastą stworzył ich". Ta ostatnia godność wiąże się szczególnie z widzialnym, a jednocześnie symbolicznym charakterem natury ludzkiej, stworzonej "na Obraz Boży", a więc od początku przeznaczonej do tego, by objawiała Boga swój pierwowzór i źródło istnienia. Te prawdy weszły głęboko w treść całej tradycji katechetycznej Kościoła, dlatego Sobór Watykański II mógł stwierdzić, że "według niemal zgodnej opinii wierzących i niewierzących wszystko, co jest na ziemi, powinno być odnoszone do człowieka jako do centrum i punktu szczytowego wszelkiego istnienia" (Konstytucja dogmatyczna o Kościele "Lumen gentium" 12). Psalm 8 wysławia niezwykłą godność człowieka jako istoty stworzonej, którego Bóg "uczynił niewiele mniejszym od istot niebieskich, chwałą i czcią uwieńczonym" i którego "obdarzył władzą nad dziełami rąk swoich, składając wszystko pod jego stopy".
Stosownie do sformułowania przyjętego przez KDK 12, że godność człowieka rozpoznają zgodnie tak wierzący, jak i niewierzący, należy podkreślić możliwość dwupłaszczyznowej interpretacji tego Psalmu. Niewierzący odczytają zawartą w Psalmie pochwałę jako skierowaną po prostu do człowieka. Natomiast wierzący, mając świadomość, że wszystko zostało stworzone w Słowie Wcielonym (por. J 1, 3) i że Ojciec wszystko oddał Chrystusowi, który jest szczytem i celem całej historii stworzenia i zbawienia (por. Hbr 1, 3-4), mogą - i mają prawo - w Psalmie 8 odczytać sens, który odnosi się do Wcielonego Syna Bożego (por. Hbr 2, 5-10). Jest to zresztą metoda, która pozwala powołanie człowieka odczytać jako od początku "ukryte" w tajemnicy Słowa Wcielonego (Kol 3, 3) i właśnie w oparciu o to założenie Sobór Watykański powie, że "misterium człowieka wyjaśnia się prawdziwie jedynie w misterium Słowa Wcielonego" (KDK 22).
To, w jaki sposób godność królewska tkwi w osobie ludzkiej, wymaga uwzględnienia dwóch przesłanek: po pierwsze faktu, że osoba istnieje w żywotnej relacji do Boga - Stwórcy; po drugie - ontycznej struktury osoby polegającej na podmiotowej transcendencji natury. Wracając do pierwszej przesłanki, to jest relacji do Stwórcy. Rozumiemy, że królewskość jest w sposób istotowy przymiotem (własnością) Boga i dlatego w człowieku może istnieć tylko jako dar, przez uczestnictwo, proporcjonalnie do prawdy "Obrazu Bożego", według której został stworzony człowiek. Dlatego w płaszczyźnie ontycznej człowiek nie może sobie przypisać czy przywłaszczyć godności królewskiej, na tej samej zasadzie, że nie sobie samemu zawdzięcza fakt, że jest i że jest człowiekiem. Bóg obdarowuje godnością królewską, powierzając ją człowiekowi jako zadanie.
W związku z tym konieczne jest uwzględnienie drugiej przesłanki, czyli faktu, że człowiek jako osoba doskonali się wewnętrznie (w swojej najgłębszej tożsamości) przez zjednoczenie swej woli z tym dobrem, które jest przedmiotem (treścią) jego decyzji, czyli wyborów etycznych. Człowiek staje się dobry jako człowiek, gdy czyni to dobro, które jest objawieniem prawdy jego człowieczeństwa. Stosownie do tego człowiek potwierdza w sobie godność królewską, gdy czyniąc dobro (nakazane przez Boga), panuje samemu sobie, poddając zarazem swoją wolę pod imperatyw prawdy (czyli normy) swego powołania. To panowanie sobie nie byłoby możliwe i nie wyrażałoby pełni podmiotowości człowieka, gdyby w swoim działaniu zmierzającym ku dobru człowiek - osoba nie był źródłem swoich aktów, czyli gdyby jego decyzje, obdarzone sprawczością w stosunku do dobra moralnego, nie pochodziły z samego centrum jego podmiotowości. Jest to podmiotowość objawiająca się nie tylko samoświadomością swego "ja", lecz także możnością samostanowienia i samopanowania, zakorzenioną w wolności duchowej. Jest to zdolność, która wynosi człowieka - już w płaszczyźnie ontologicznej - ponad cały świat widzialny. Istotą tej królewskości jest to, że człowiek działa w oparciu o moc (mądrość, prawdę, miłość) Boga mieszkającą w nim w taki sposób, że ta moc (mądrość, prawda, miłość) Boga staje się wewnętrzną zasadą (normą) i źródłem działania osoby. Osoba króluje w Bogu, jeśli Bóg w niej króluje, ponieważ wola ludzka jest zjednoczona z wolą Boga, a światło Boga staje się wewnętrznym światłem osoby, to jest jej sumienia. W ten sposób, jak to naświetlił Norwid w swojej poetyckiej wizji wyrażonej w wierszu "Królestwo", oryginalność (specyfika) królowania człowieka nie polega na posiadaniu "wolności" w wyniku wyzwolenia z "niewoli", lecz na tym, że człowiek panuje "nad wszystkim na świecie i nad sobą". Tu jest klucz całego zagadnienia: bo te dwa tereny panowania muszą występować łącznie, nie może żadnego z nich zabraknąć z punktu widzenia prawdy tego królowania. Wielu bowiem "panowało" nad narodami, ziemią i morzem. Dziś nawet niektórym marzy się panowanie nad "kosmosem". Ale nie panując nad sobą, ci ludzie stali się niewolnikami przyziemnych namiętności. W tej sytuacji owo "panowanie" jest w istocie fikcją, ponieważ centrum tej władzy znalazło się poza osobą ludzką i ukryło się w anonimowym zespole sił oddziałujących na masy za pomocą lęku i fałszywych obrazów majestatu władzy. W istocie "panowanie nad sobą" jest źródłem i fundamentem panowania "nad wszystkim na świecie", nawet jeżeli człowiek realnie nie wykonuje władzy politycznej nad jakąś częścią kuli ziemskiej. Panując bowiem nad sobą, panuje nad tym najważniejszym i jedynym światem, którym jest sam i który został w szczególny sposób jemu powierzony. Panując nad sobą, człowiek moralnie panuje nad całą rzeczywistością stworzoną, której jest symbolem, syntezą i celem. Bo "cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat zyskał, a siebie stracił" (por. Mt 16, 26)? Panując nad sobą, człowiek panuje nad tym wszystkim, co mogłoby odegrać rolę czynnika zniewalającego. Bez panowania nad sobą może się stać niewolnikiem świata, poddając się pod władzę potrójnej pożądliwości (por 1 J 2, 15-16). Jedynie miłując Boga, człowiek sytuuje się ponad tym wszystkim, co jest grą sił zakorzenionych w materii i działających w sposób konieczny.
Słowo Boże "na początku" zapowiada jako następstwo grzechu śmierć. Śmierć jest następstwem grzechu i ujawnia jego wewnętrzną logikę. Życie człowieka polega bowiem na więzi z Bogiem przez wiarę i miłość, wyrażającą się w posłuszeństwie woli Boga. Jeżeli Bóg jest życiem człowieka, to odrzucenie Boga jest odrzuceniem życia. Wprawdzie śmierć nie następuje natychmiast, ale istnienie pozbawione więzi z Bogiem jest już tylko "istnieniem ku śmierci" - jak to wyraził jeden z filozofów XX wieku (Heidegger). Grzesząc, człowiek odrzuca Boga; a "żyjąc tak, 'jakby Bóg nie istniał', człowiek zatraca nie tylko tajemnicę Boga, ale również tajemnicę świata i swojego istnienia" ("Evangelium vitae" 22).
"Prowadzenie życia 'jakby Bóg nie istniał' prowadzi do wewnętrznego rozbicia prawdy człowieczeństwa. Zarówno we wnętrzu osoby ludzkiej, jak i w zakresie istotnych więzi międzyludzkich dokonuje się złożony proces odczłowieczenia i depersonalizacji. Z jednej strony zamiera sumienie, z drugiej - pogłębiają się różne formy zniewolenia człowieka, eksploatujące substancję jego wolności i inteligencji w kierunku wtopienia człowieka w tak zwane struktury grzechu. Ginie to, co jest istotą struktury etycznej społeczeństwa, skutkiem czego "drugi człowiek jest ceniony nie za to 'kim jest', ale za to, co 'posiada, czego dokonuje i jakie przynosi korzyści'. Oznacza to panowanie silniejszego nad słabszym" (EV 23). Zamieranie sumienia i niszczenie etycznej struktury społeczeństwa jest współzależne, jakby na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Jest to niebezpieczny proces, prowadzący do zabicia tak zwanego "sumienia społeczeństwa", wskutek czego istotne więzi społeczne przekształcają się w "prawdziwe 'struktury grzechu', wymierzone przeciw życiu" (EV 24). W tej sytuacji "sumienie, zarówno indywidualne, jak i społeczne, jest dziś narażone - między innymi na skutek natarczywego oddziaływania wielu środków społecznego przekazu - na bardzo poważne i śmiertelne niebezpieczeństwo: polega ono na zatarciu granicy między dobrem a złem w sprawach dotyczących fundamentalnego prawa do życia" (EV 24). Papież przytacza za św. Pawłem (List do Rzymian, r. I) surową ocenę takiego społeczeństwa, które "już weszło na drogę niebezpiecznej degeneracji i całkowitej ślepoty moralnej" (EV 24). Ten stan zaślepienia przejawia także cechy swoistej perwersji moralnej, która ujawnia się w tym, że "dobro nazywa się złem, a zło dobrem", co ganił surowo prorok Izajasz (Iz 5, 20), a Chrystus zapowiadał uczniom, że przyjdzie czas, kiedy "każdy, kto was będzie zabijał, będzie sądził, że oddaje cześć Bogu" (J 16, 2). Już Rada Żydowska pod przewodnictwem Kajfasza zadecydowała, że Jezus powinien "umrzeć za lud" (J 11, 50).
Ta przewrotna filozofia, nazywająca zło dobrem, a dobro złem, pojawia się także w kontekście debat etycznych jako "teoria wyboru mniejszego zła". (...) Jednak autentyczna etyka nigdy nie sformułowała teorii (czyli zasady) "wyboru" mniejszego zła, choć określa zespół warunków, pod którymi jest moralnie godziwe "dopuszczenie pewnego zła" jako nieuniknionego następstwa czynu w swej istocie dobrego (np. utrata nieuleczalnie chorej nogi w ramach zabiegu ratującego życie). Filozofia, która przewrotnie rozumie dobro i zło, dawała znać o sobie w ostatnim stuleciu z dużą siłą, stając się podporą różnych rewolucji, prowadzących do niszczenia religii i Kościoła, niszczenia rodziny i narodu, niszczenia życia i kultury wypracowanej przez chrześcijańską tradycję. Programowo głosił tę filozofię Nietzsche, a politycy wprowadzali ją w czyn. Wsławili się w tym zakresie nie tylko Lenin i Hitler, lecz także późniejsi odnowiciele ideologii socjalistycznej z tzw. szkoły frankfurckiej. (...) Hitler twierdził bez ogródek, że rasowa eksterminacja jest niezbędnym uzupełnieniem terytorialnego zwycięstwa w imię Raumdenken. Powiedział: „mamy obowiązek przeprowadzić depopulację. Musimy rozwinąć technologię zmniejszania populacji (...). Natura jest okrutna. Dlatego my musimy być również okrutni. Po tylu wiekach opowiadania bzdur o obronie biednych, być może nadszedł czas, aby powiedzieć, że musimy chronić siłę przed słabością (...). Jesteśmy bliscy masowego odwrócenia moralnych zasad oraz duchowej orientacji człowieka (...). Kończymy błędną drogę, jaką obrała ludzkość. Tablice z Góry Synaj straciły ważność. Sumienie jest żydowskim pomysłem” (z książki H. Rauschninga "Gespraeche mit Hitler", s. 129-30; 189; 210; - przytaczam za: John Laughland, "Zatrute źródła Unii Europejskiej", Warszawa, "Antyk" 2003, s. 153-154).
W podobny sposób odrzucają moralność pochodzącą od Boga twórcy tzw. Szkoły frankfurckiej (z pochodzenia Żydzi): Max Horkheimer, Teodor W. Adorno, Herbert Marcuse, Wilhelm Reich, Paul Tilich, Erich Fromm, Alexander Mitscherlich, Friedrich Polloc, Juergen Habermas. Nawiązywali oni przede wszystkim do Marksa, Freuda i Rousseau. Ich filozofia da się ująć w następujące tezy:
1. Bóg jest fałszywą hipotezą, teologia jest bez sensu. Odtąd wszędzie, gdzie napisano "Bóg", można wstawić: "człowiek".
2. Trzeba wychować "nowego człowieka", wyzwolonego od sumienia, polegającego natomiast na "etyce komunikatywności", pozostającego w dynamicznej interakcji z grupą, względnie z "partnerem". W istocie jest to odrzucenie całej moralności naturalnej i objawionej.
3. Rodzina jest odpowiedzialna za stworzenie wszelkiego autorytaryzmu, a zwłaszcza faszyzmu, dlatego należy zniszczyć rodzinę. Służy temu "rewolucja seksualna", feminizm i inne tego typu "dobrodziejstwa".
4. Teza historiozoficzna: wszystko jest zakłamane, duch historii jest permanentną katastrofą.
5. Należy stworzyć społeczeństwo "wolne", czyli "socjalistyczne". Drogą do tego celu jest: dechrystianizacja życia publicznego, "przefunkcjonowanie" instytucji społecznych (czyli narzucenie im funkcji przeciwnych ich naturze), usunięcie etyki z prawa, odkryminalizowanie zbrodni, zmiana koncepcji zdrowia i etiologii choroby, usunięcie estetyki ze sztuki (według: Henryk Przemyski, Filozofowie diabła, cz. I, "Nasza Polska", 6 maja 2003, s. 10-11).
W drugiej części tego artykułu autor wskazuje na fakt, że przygotowania do stworzenia nowej ideologii "europejskiej" miały miejsce już we wczesnych latach 30. ("Nasza Polska", 20 maja 2003, s. 14-15). Nie bez powodu Henryk Przemyski nazywa tych myślicieli "filozofami diabła", ponieważ wprowadzili w kulturę "Europy" te fermenty myślowe, które wyrażają dokładnie to, co określa się jako "szatańskiego ducha". Jest to duch buntu przeciw Bogu, przeciw Jego Prawu, przeciw naturalnym więzom ludzkości wynikającym z tajemnicy stworzenia (rodzina, naród). Filozofia ta ujawnia prawdziwe oblicze socjalizmu, który - niezależnie od takiego czy innego przebrania - jest potworem, z twarzą czy bez twarzy - potworem narzucającym człowiekowi i społeczeństwu przymus działania przeciwko własnej prawdzie. Czy nie są to czasy panowania "Bestii", o której mówi księga Apokalipsy (Ap 13)? Jesteśmy chyba świadkami czasów, w których "książę tego świata" panuje nad tymi, którzy wyrzekli się sumienia. Nie może się chyba już nic gorszego zdarzyć, skoro ohydę grzechu podniesiono do rangi zasady życia... Człowiek zbuntowany przeciw Bogu nie jest zdolny sam odzyskać utraconego Królestwa, będąc bezbronnym niewolnikiem w szponach szatana. Dopiero Chrystus ma władzę "związać mocarza i sprzęt mu zagrabić", ponieważ czyni to "mocą Bożą", co oznacza, że "istotnie przyszło do was Królestwo Boże" (por. Mt 12, 28-29). Bóg zawsze jest "Królem", ale w dziele Odkupienia chodziło o to, aby Jego Królestwo przyszło "do nas", czyli do ludzi poddanych niewoli szatana i śmierci z powodu grzechu. Bóg nie musiał podejmować walki z szatanem w swoim interesie, ponieważ nikt nie jest w stanie odebrać Mu wszechmocy i nieskończonego Majestatu chwały. Konieczne było natomiast, by tę walkę podjął Człowiek, aby zwycięzcą okazał się ten, którego szatan uważał za pokonanego, uczyniwszy go swoim niewolnikiem. Podjął więc tę walkę Człowiek, to jest Bóg-Człowiek, zwyciężając mocą Boga, a zarazem mocą człowieka całkowicie poddanego Bogu. Człowieczeństwo Chrystusa poddane Bogu aktem absolutnego posłuszeństwa i miłości, staje się przestrzenią Królestwa, miejscem objawienia się Królestwa Bożego i źródłem królestwa dla odkupionej ludzkości.
Podejmując walkę z szatanem w czasie "kuszenia na pustyni" (Mt 4, 1-11), Chrystus potwierdza swoją niezachwianą wolę polegania wyłącznie na Słowie Boga, czyli na woli Ojca. W tej samej postawie kończy swoje bojowanie z szatanem, oddając Siebie bezwarunkowo "w ręce Ojca" (Łk 23, 46). Ojciec, przyjmując ofiarę Syna, wywyższa Go ponad wszystko i czyni Jego Człowieczeństwo sakramentem powszechnego zbawienia i odrodzenia nowej ludzkości w Duchu Świętym (Flp 2, 6-10). Odtąd naszym zadaniem jest wyznać, "że Jezus Chrystus jest PANEM ku chwale Boga Ojca" (Flp 2, 11). W Chrystusie zostajemy "napełnieni wszelkim błogosławieństwem duchowym" (Ef 1, 2). Dlatego List do Kolosan wielbi Boga za to, że "uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do Królestwa swego Umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie, odpuszczenie grzechów" (1, 13 - 14). Dalej czytamy w Liście: "To właśnie, co było naszym przeciwnikiem, usunął z drogi, przygwoździwszy do krzyża" (Kol 2, 14). Przez Misterium Paschalne, otwarte dla nas w sakramentach Kościoła, razem z Chrystusem umieramy i z Nim razem "powstajemy z martwych", dzięki czemu "nasze życie ukryte jest z Chrystusem w Bogu" (por. Kol 3, 1-3). Należąc do Boga, mamy "dążyć do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi" (Kol 3, 2). Wezwani do uczestnictwa w Chrystusowym Królestwie, nie jesteśmy automatycznie zwolnieni z duchowej walki, która wypełnia całe życie człowieka. Księga Apokalipsy niemal na każdej stronie głosi, że zostawia nam pewien udział w walce Chrystusowej, aby nagradzać tych, którzy zwyciężyli. Bóg powołuje nas bowiem do zwycięstwa nad złem, o czym stale przypominał nam także Jan Paweł II w swoim nauczaniu skierowanym do Polski. List do Hebrajczyków wzywa nas do męstwa: "winniśmy wytrwale biec w wyznaczonych nam zawodach. Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na [jego] hańbę i zasiadł po prawicy tronu Boga. Zastanawiajcie się więc nad Tym, który ze strony grzeszników tak wielką wycierpiał wrogość przeciw sobie, abyście nie ustawali, złamani na duchu. Jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi, walcząc przeciw grzechowi" (Hbr 12, 1-4).
 Człowiek wezwany do uczestnictwa w Chrystusowym zwycięstwie (i konsekwentnie Królestwie), zostaje obdarowany specjalną mocą. Przypomina o tym List do Efezjan, ukazujący strategię tej walki: "Bądźcie mocni w Panu - siłą Jego potęgi. Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich" (Ef 6, 10-12). List wylicza następnie szczegóły tej zbroi Bożej, dzięki której zwyciężali święci. Istotne jest, aby chrześcijanin był "mocny w Panu" – tą mocą, która wobec świata nosi cechy słabości, ale dzięki tajemnicy Krzyża jest mocą zwycięską, ku większemu upokorzeniu szatana. Taka moc kryje się w wierze, miłości, pokorze, czystości, przebaczeniu, cierpliwości, w posłuszeństwie prawdzie. Tą mocą zwyciężył Chrystus, "nie wylewając niczyjej krwi prócz własnej". Tu nasuwa się skojarzenie z pewnym utworem Norwida. W wierszu "Ironia" napisał w zakończeniu:
"Ty myślisz, że może wiek złoty
Bez walk, sam przyjdzie do ludzkości –
A gdzież?... powiodą pierw te cnoty,
Od których cofa strach śmieszności".
Dziwne to, ale rzeczywiście - w obliczu nacisku nowoczesnego pogaństwa – trzeba mieć odwagę, aby być sobą, aby być w prawdzie jako chrześcijanin, jako dziecko Boże. Trzeba mieć odwagę, aby trwać przy Prawdzie i dawać o niej świadectwo. Nie bez powodu to najważniejsze w historii świadectwo Prawdzie miało miejsce przed Trybunałem Rzymskim, w kontekście osobliwej sytuacji, kiedy sędzia został zastraszony przez tłum oskarżycieli, a oskarżyciele lękali się rzekomo Cezara, który mógł zagarnąć im kraj. Jest to klasyczny przykład zbiorowego terroru, służącego zniewoleniu przez kłamstwo. Ktoś jeden spośród tego tłumu był wolny: Jezus, który "dał świadectwo Prawdzie", mówiąc: "Królestwo moje nie jest z tego świata (...). Tak, jestem Królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie" (J 18, 36-37).
Należy sobie pokrótce zdać sprawę z tego, czy Polska należy do Chrystusa, czy jest Jego Królestwem? Kardynał Wyszyński dowodził, że jest istotna różnica między stwierdzeniem, że "Polska jest krajem ludzi ochrzczonych", a twierdzeniem, że "Polska jest krajem chrześcijańskim" lub że "Naród Polski jest narodem chrześcijańskim". Kościół Chrystusowy, poprzez który Królestwo Chrystusa uobecnia się widzialnie w świecie, nie jest tylko Kościołem samych "dusz", ale Kościołem obejmującym całego człowieka, z jego wszystkimi naturalnymi więzami, które - wywodząc się z tajemnicy Stworzenia – zostały przyjęte i odkupione przez Chrystusa i włączone w nadprzyrodzony porządek łaski. Chrystus przez swoje Wcielenie i Odkupienie oraz zesłanie Ducha Świętego uświęcił wszystko, co jest ludzkie, "z wyjątkiem grzechu". Kościół jako Mistyczne Ciało Chrystusa w swojej sakramentalnej strukturze i w swoim wyposażeniu charyzmatycznym doprowadza do pełnej prawdy wszystkie wymiary ludzkiego istnienia, w szczególności bycie osobą, bycie rodziną, a także bycie narodem (zob. "Polska teologia narodu", red. ks. Cz.S. Bartnik, Lublin 1988). Te trzy formy, trzy poziomy istnienia, są ze sobą ściśle powiązane i do siebie wzajemnie odniesione. Nie chodzi tu wyłącznie o funkcje rozumiane socjologicznie, lecz o praw dę antropologiczną, o tożsamość w sensie metafizycznym. Tylko istnienie narodu w Kościele odkrywa jego genezę, powołanie i rzuca światło na sens jego historii oraz kultury. Naród jest w pełni sobą, jeśli jest narodem Chrystusowym, to znaczy, jeśli jest częścią Kościoła powszechnego, ponieważ tylko na tym poziomie nawiązuje realną więź z innymi narodami tworzącymi ludzkość.
Kościół jest powołany i posłany, aby gromadzić przez Ewangelię i sakramenty "wszystkie narody" i tylko dzięki uczestnictwu w Kościele narody przeżywają swoją jedność ogólnoludzką, uniwersalną. Ta jedność nie ma nic wspólnego z dążeniami globalistycznymi, imperialnymi czy totalitarnymi, które wyrosły na fałszywej antropologii: Chrystus w Kościele przywraca narodom ich prawdę, ofiarowaną im w Duchu Świętym jako prawdziwy uniwersalizm Rodziny Bożej, zjednoczonej w Bożej Prawdzie i Bożym prawie miłości. Tej prawdy narody uczą się w Kościele.
I tu właśnie musimy sobie postawić pytanie: czy jesteśmy Narodem Chrystusowym (chrześcijańskim)? Czy ustrój publiczno-prawny, w którym Naród przedstawia się sam sobie i sobą się rządzi, jest chrześcijański? Czy to Naród jest podmiotem stanowienia praw, które mają wyrażać i potwierdzać jego suwerenność? Czy kultura, nauka, oświata, informacja objawiają prawdę Narodu, chronią ją i rozwijają, zgodnie z jego dziedzictwem i godnością chrześcijańską? Czy w życiu publicznym Naród wyraża Chrystusowi cześć i dziękczynienie za dar istnienia, dar wolności, ocalonej wielokrotnie, za dar wiary, za dar świętych, którzy są wzorem i przewodnikami w drodze ku pełni powołania? Czy ten niezwykły dar, którym jest dla Polski "Pomazaniec z Krakowa", Papież "De labore solis", "Słowiański Papież", został rzeczywiście przyjęty przez Naród i czy przyjęte zostało jego wezwanie do pełnego nawrócenia i przylgnięcia do Chrystusa, którego widzialnie On, Papież, reprezentuje? Czy wszystko nie skończyło się na wiwatach i pustych frazesach, które już dzisiaj nic nie znaczą wobec faktu, że zapomnieliśmy jego całe ćwierćwiekowe nauczanie?
Nie mnożąc dalej pytań, sądzę, że obraz Polski przedstawia się raczej pesymistycznie. Chrystus jest obecny w gronie pewnych prywatnych jednostek, wspólnot i grup rodzin o wąskim zasięgu (zaliczam tu także domy zakonne, które się modlą); ale w państwie, w Sejmie, rządzie, parlamencie, telewizji, w prasie (poza nielicznymi tytułami katolickimi), w radiu (niech będą Bogu dzięki za Radio Maryja!), w nauce, szkolnictwie i wychowaniu, w oświacie i kulturze, w sporcie, organizacji pracy (może: organizacji bezrobocia), w medycynie, opiece zdrowotnej, w handlu i przemyśle - nie tylko, że nie ma Chrystusa, ale nadto już prawie nic tu nie jest autentycznie polskie, lecz importowane z obcych ideowo ośrodków, czerpane z wrogich Chrystusowi źródeł, skierowane ku demoralizacji, wynarodowieniu, ku rozpowszechnieniu cywilizacji śmierci (tzw. wychowanie seksualne, "planowanie rodziny", które jest systematycznym niszczeniem rodziny). Smutny jest obraz Polski, gdzie nie rodzą się dzieci, gdzie nie buduje się domów, tylko banki i supermarkety; gdzie niestety, tylko niewielka część społeczeństwa oddaje Bogu chwałę w dzień święty; gdzie rośnie zastraszająco przestępczość, bandytyzm, złodziejstwo i korupcja na wszystkich szczeblach społecznych; gdzie rządząca partia rozmyśla o tym, w jaki sposób łatwiej i skuteczniej mordować poczęte dzieci i jak zaprawiać młodzież od wczesnych lat do rozpusty i wszelkiego łajdactwa, kryjącego się za parawanem "europejskich praw człowieka". Nie! Tutaj Chrystus nie króluje, tu panuje szatan i zbiera obfite żniwo. Ale to musi się skończyć, jeśli Polska ma istnieć.
Anonimowe systemy kosmopolityczne, usiłujące podporządkować sobie Polskę, dokonują już od lat procesu wielostronnej eksploatacji potencjału ekonomicznego i społecznego (demograficznego) oraz alienacji podmiotowości prawnej, narodowej i politycznej Polski. Całe życie rzekomo suwerennego państwa jest rządzone przez ośrodki sterowania, dyktujące nam prawa i stawiające wymagania, degradujące nas do roli upośledzonego kraju kolonialnego. Rzeczowo i z uwzględnieniem wszystkich implikacji filozoficznych i kulturowych pisze o tym ks. prof. Czesław Bartnik w "Naszym Dzienniku" (choćby 30 maja 2003 r.).
Istotnie jakaś mafia międzynarodowa usiłuje zniszczyć w Polsce to wszystko, co stanowi o jej oryginalności i tożsamości duchowej, wypracowanej przez dziesięć wieków za cenę nie dających się obliczyć cierpień i łez całych pokoleń. Wrogowie Polski (...) nienawidzą chrześcijaństwa, ponieważ nienawidzą Chrystusa, który wymaga zachowywania 10 przykazań; nienawidzą narodu, ponieważ naród jest owocem i dzieckiem chrześcijaństwa i pełnym rozkwitem tajemnicy rodziny; nienawidzą rodziny, ponieważ jest ona dziełem Stwórcy i miejscem Jego objawienia się pośrodku ludzkości; nienawidzą małżeństwa, ponieważ jest tajemniczym znakiem Przymierza Chrystusa z Kościołem, czyli ostatecznie Przymierza Boga z ludzkością; nienawidzą dzieci, ponieważ żyje w nich (tych, którzy nienawidzą) ten sam duch, który inspirował zbrodnię Heroda; nienawidzą świętości i wszystkich cnót, którymi jaśnieje Niepokalana Dziewica, ponieważ stali się niewolnikami tego węża, którego Bóg przeklął, zapowiadając nieprzejednaną nieprzyjaźń między szatanem a Niewiastą, Matką Odkupiciela.
Polsce grozi obecnie ostateczna zguba, jeśli podda się naciskom politycznym i ideologicznym tych, którzy chcą rządzić światem zamiast Boga i wbrew Bogu. Jest zastanawiające, że cała proponowana nam "postępowa cywilizacja" jest systemem spójnym pod jednym wyłącznie względem: jako opozycja wobec Boga - Stwórcy, jako bunt przeciw Bożemu Prawu, które jest Prawem Stworzenia.
Zaślepieni pychą szatańską ludzie chcą sami zająć miejsce Boga, względnie "bawić się w Pana Boga", decydując o tym, kto ma istnieć, a kto ma zniknąć z powierzchni globu – czy to chodzi o jednostki, czy o całe narody. Polsce grozi zguba, jeśli (...) podda się prawu bez Boga i bez moralności, ustrojowi opartemu na wzorach Sodomy, kulturze bez poszanowania dla świętości (...). Grzechy popełniane przez Polaków wymagają kary Bożej i jak zapowiadała już w XIX wieku Wanda Malczewska, Polska może utracić niepodległość już na zawsze, jeśli nie ustrzeże wiary i moralności chrześcijańskiej. (…).
Bóg - jak ufamy - nie odrzucił definitywnie naszej Ojczyzny, skoro posłał do niej szczególne orędzie miłosierdzia przez św. Siostrę Faustynę, a także przez świątobliwą służebnicę Bożą Rozalię Celakównę. Siostra Faustyna nieustannie modliła się za Ojczyznę, pragnąc oddalić grożące jej kary i upomnienia Boże. Sam Pan Jezus polecał jej: "Odpraw nowennę za Ojczyznę" (w 1933 r., Dzienniczek nr 59-60). W czasie tej nowenny miała widzenie, o którym pisze: "Ujrzałam jasność wielką i w niej Boga Ojca. Przed jasnością tą a ziemią ujrzałam Jezusa przybitego do krzyża i tak, że Bóg chcąc spojrzeć na ziemię, musiał patrzeć przez Rany Jezusa. I zrozumiałam, że dla Jezusa Bóg błogosławi ziemi". Kiedy indziej, modląc się za Ojczyznę, ofiarowała Panu Jezusowi cierpienia małych, niewinnych dzieci. Zapisała wtedy: "ujrzałam Pana Jezusa, który miał oczy zaszłe łzami i rzekł do mnie: 'widzisz córko moja, jak bardzo Mi ich żal, wiedz o tym, że one utrzymują świat'" (Dzienniczek nr 286). Sam Pan Jezus przez Siostrę Faustynę wzywał wszystkie siostry tej wspólnoty do modlitwy "w celu przebłagania Ojca Mojego i uproszenia Miłosierdzia Bożego dla Polski" (Dzienniczek nr 714).
Wzruszająca miłość, jaką Pan Jezus okazuje małym dzieciom, współbrzmi z groźbą sprawiedliwego gniewu i kary za krzywdy wyrządzane tym właśnie dzieciom, szczególnie najmniejszym. Takie bardzo wyraźne ostrzeżenia przed karą za grzechy dawał Pan Jezus Rozalii Celakównie. Zapisała ona między innymi takie słowa: "Patrz dziecko uważnie, co się dziać będzie. Co teraz widzisz, stanie się niedługo rzeczywistością. Nastaną straszne czasy dla Polski. Burza z piorunami oznacza karę Bożą, która dotknie Naród Polski za to, że ten Naród odwrócił się od Pana Boga przez grzeszne życie. Naród Polski popełnia straszne grzechy i zbrodnie, a najstraszniejsze z nich są: grzechy nieczyste, morderstwa i wiele innych grzechów" (wrzesień 1937; cyt. za: o. Zygmunt Dobrzycki OSPPE, o. Sykstus Szafraniec OSPPE, Wielkie wezwanie Serca Jezusa do Narodu Polskiego, Kraków 2002, s. 74). W marcu 1938 roku Pan Jezus powiedział Rozalii: "Trzeba ofiary za Polskę, za grzeszny świat (...). Straszne są grzechy Narodu Polskiego. Bóg chce go ukarać. Ratunek dla Polski jest tylko w Moim Boskim Sercu" (Wielkie wezwanie..., s. 75). W kwietniu 1939 roku podobnie Matka Boża pouczała Rozalię: "Ratunek dla Polski jest tylko w Sercu Jezusa, Mojego Syna". Sam Jezus dodał: "Strasznie ranią Moje Najświętsze
Serce grzechy nieczyste. Żądam ekspiacji" (Wielkie wezwanie..., s. 75-76).
Dnia 4 lipca 1938 roku Rozalia - w czasie widzenia - zanotowała słowa: "Moje dziecko! Za grzechy i zbrodnie (nieczystość i zabijanie dzieci poczętych) popełniane przez ludzkość na całym świecie ześle Pan Bóg straszną karę. Sprawiedliwość Boża nie może znieść dłużej tych występków. Ostoją się tylko te państwa, w których będzie Chrystus królował. Jeżeli chcecie ratować świat, trzeba przeprowadzić Intronizację Najświętszego Serca Jezusowego we wszystkich państwach i narodach na całym świecie. Tu i jedynie tu jest ratunek. (...) Pamiętaj, dziecko, by sprawa tak bardzo ważna nie była przeoczona i nie poszła w zapomnienie. Intronizacja w Polsce musi być przeprowadzona" (tamże, s. 75-76). Na czym polega znaczenie Intronizacji, wyjaśnia sam Pan Jezus: "Polska nie zginie, o ile przyjmie Chrystusa za Króla w całym tego słowa znaczeniu; jeżeli się podporządkuje pod prawo Boże, pod prawo Jego Miłości. Inaczej, Moje dziecko, nie ostoi się". I jeszcze raz, z naciskiem: "Oświadczam ci to, Moje dziecko, jeszcze raz, że tylko te państwa nie zginą, które będą oddane Jezusowemu Sercu przez Intronizację; które Go uznają swym Królem i Panem. Przyjdzie straszna katastrofa na świat, jak zaraz zobaczysz" (tamże, s. 77).
Intronizacja oznacza "uznanie Chrystusa za Króla i Pana" we wszystkim. "To uznanie ma być potwierdzone porzuceniem grzechów i całkowitym zwrotem do Boga" (tamże, s. 78). Pan Jezus wyraził pragnienie, by program Intronizacji został zrealizowany za pośrednictwem Jasnej Góry. Chrystus chce, "by przez Maryję przyszło zbawienie dla Polski przez Intronizację" (tamże, s. 79).
Autorzy pracy pt. "Wielkie wezwanie Serca Jezusa do Narodu Polskiego" stwierdzają, że "celem Intronizacji (...) jest dogłębne i trwałe odrodzenie duchowe społeczeństw i jednostek, usunięcie laicyzacji oraz zakorzenienie życia prywatnego i publicznego w prawie Bożym i w nauce Kościoła świętego" (s. 84). Praca szczegółowo referuje wszystkie istotne elementy historyczne i merytoryczne programu Intronizacji Najświętszego Serca Jezusowego. Warto przypomnieć, że orędzie przekazane Rozalii Celakównie jest ponowieniem misji, jaka była udziałem św. Małgorzaty Marii Alacoque. Miała ona przekazać królowi Ludwikowi XIV żądanie od Pana Jezusa, aby tenże król wraz z rodziną i dworem poświęcił się Sercu Jezusowemu. Z tym żądaniem wiązała się obietnica szczególnej obrony całej Francji przed jej duchowymi wrogami. Niestety, król francuski nie spełnił żądania Serca Jezusowego. Natomiast biskupi polscy w 1765 roku poprosili Papieża Klemensa XIII o zatwierdzenie liturgii mszalnej i brewiarzowej ku czci Najświętszego Serca Jezusowego. Ważnym wydarzeniem była encyklika Piusa XI "Quas primas" z 11 grudnia 1925 roku, wprowadzająca pewne stałe formy kultu Serca Jezusowego, przede wszystkim święto Chrystusa Króla, w czasie którego należało odmówić akt poświęcenia rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu Jezusa. Idea encykliki doskonale zgadza się z programem Intronizacji powierzonym Rozalii do przekazania go światu. Dzieło Intronizacji zostało oficjalnie zainicjowane 17 kwietnia 1946 roku przez księcia kardynała Sapiehę. W roku 1948 dzieło to otrzymało błogosławieństwo Stolicy Apostolskiej (zob. o. Henryk Klimaj CSsR, "Rozalia Celakówna a dzieło osobistego poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusa" - maszynopis).
Osobiste, wewnątrzosobowe poświęcenie jest także formą Intronizacji Serca Jezusa i stanowi część integralnego dzieła Intronizacji, obejmującego poświęcenie Sercu Jezusowemu wszystkich wymiarów życia ludzkiego, rodzinnego, narodowego i państwowego. Żadna dziedzina życia ludzkiego nie może się znaleźć poza zasięgiem władzy Najświętszego Serca, jeśli człowiek i społeczeństwo mają w pełni podlegać Królestwu Chrystusa.
Z wypowiedzi Pana Jezusa skierowanych do Rozalii Celakówny wynika, że tą dziedziną życia ludzkiego, która została w szczególny sposób sprofanowana przez grzechy ludzkie, stając się przyczyną wielkiego bólu Serca Jezusowego i wołając o karę Bożą na świat, jest dziedzina życia małżeńskiego i rodzinnego. Według nauczania Jana Pawła II, który skierował jasne światło na ten właśnie obszar powołania ludzkiego, życie małżeńskie i rodzinne zostało poddane kilku przykazaniom Dekalogu: pierwszemu, czwartemu, piątemu i szóstemu, oraz wzmocnione jeszcze wymaganiami ewangelicznymi, jakie wynikają z sakramentalnej konsekracji ciała człowieka. Człowiek stworzony na obraz Boży ma całym swoim człowieczeństwem objawiać Boga, który jest obecny u początku istnienia ludzkiego jako Stwórca; jest obecny u źródeł wszelkiej miłości jako Dar Substancjalny, objawiający Misterium Trójcy Świętej; jest obecny w sercu przymierza mężczyzny i kobiety (czyli małżeństwa) jako Oblubieniec Kościoła, ofiarujący się na Krzyżu za świętość Oblubienicy; jest obecny w każdym dziecku przychodzącym na świat jako najgłębsze objawienie tajemnicy Ojca posyłającego Swego Syna na świat; jest obecny w centrum rodziny jako Ten, przez którego wszyscy stajemy się braćmi, będąc dziećmi Bożymi. To jest prawdziwa "Ewangelia Rodziny", która powinna być głoszona dzisiejszemu światu. Temu światu, który ze wszystkich sił nienawidzi czystości chrześcijańskiej, ponieważ ta wymaga postawy czci dla ludzkiego ciała (ciała osoby ludzkiej i wspólnoty ludzkiej), które w ofierze Krzyża zostało poświęcone (konsekrowane), aby się stało sakramentem Boga.
Dzisiejsza cywilizacja jest zbudowana na nienawiści do tego, co święte, i w ogóle do tajemnicy Stworzenia oraz Wcielenia, które przenoszą istnienie stworzone w obszar objawienia świętości Boga. Można rzec, że ta cywilizacja, degradująca małżeństwo do rzeczy tego świata, a ciało do biologicznego surowca, jest cywilizacją zbudowaną z natchnienia szatana. Dlatego ta cywilizacja musi być ukarana, jak świadczy Księga Rodzaju, w której przetrwało wspomnienie dawnych wyroków Bożych, oczyszczających świat wodą lub ogniem. Świadczą o tym także zapowiedzi kary Bożej, spełniające się w naszych czasach. Dzisiaj istnieje niepomiernie więcej możliwości zakończenia dziejów tej cywilizacji buntu, pychy i profanacji. Czy my musimy iść w tym kierunku? Jeśli nasz Zbawca chce nas ocalić, czemu nie przyjąć Jego orędzia?

Króluj nam Chryste, zawsze i wszędzie !