Wykład księdza profesora Jerzego Bajdy na temat Intronizacji Chrystusa Króla, wygłoszony na Jasnej Górze 1 czerwca 2003 r.
W rozważaniach na temat Intronizacji Chrystusa Króla warto spojrzeć, w
jaki sposób Chrystus jest obecny w naszym Narodzie. Czy jest obecny w
państwie, w Sejmie, rządzie, parlamencie, telewizji, prasie, nauce,
szkolnictwie, wychowaniu? Nie. A przecież jeżeli człowiek i
społeczeństwo mają w pełni podlegać Królestwu Chrystusa, żadna dziedzina
życia ludzkiego nie może się znaleźć poza zasięgiem władzy
Najświętszego Serca. To w Nim jest ratunek dla świata.
W świetle tajemnicy Stworzenia godność królewska przysługiwała
człowiekowi z natury (powołanie do panowania nad całym światem),
podobnie jak godność kapłańska (powołanie do wielbienia Boga całym swoim
życiem), a można także mówić już o istnieniu godności prorockiej, o
czym wspomina Papież Jan Paweł II w swoich katechezach na temat
"Mężczyzną i niewiastą stworzył ich". Ta ostatnia godność wiąże się
szczególnie z widzialnym, a jednocześnie symbolicznym charakterem natury
ludzkiej, stworzonej "na Obraz Boży", a więc od początku przeznaczonej
do tego, by objawiała Boga swój pierwowzór i źródło istnienia. Te prawdy
weszły głęboko w treść całej tradycji katechetycznej Kościoła, dlatego
Sobór Watykański II mógł stwierdzić, że "według niemal zgodnej opinii
wierzących i niewierzących wszystko, co jest na ziemi, powinno być
odnoszone do człowieka jako do centrum i punktu szczytowego wszelkiego
istnienia" (Konstytucja dogmatyczna o Kościele "Lumen gentium" 12).
Psalm 8 wysławia niezwykłą godność człowieka jako istoty stworzonej,
którego Bóg "uczynił niewiele mniejszym od istot niebieskich, chwałą i
czcią uwieńczonym" i którego "obdarzył władzą nad dziełami rąk swoich,
składając wszystko pod jego stopy".
Stosownie do sformułowania przyjętego przez KDK 12, że godność
człowieka rozpoznają zgodnie tak wierzący, jak i niewierzący, należy
podkreślić możliwość dwupłaszczyznowej interpretacji tego Psalmu.
Niewierzący odczytają zawartą w Psalmie pochwałę jako skierowaną po
prostu do człowieka. Natomiast wierzący, mając świadomość, że wszystko
zostało stworzone w Słowie Wcielonym (por. J 1, 3) i że Ojciec wszystko
oddał Chrystusowi, który jest szczytem i celem całej historii stworzenia
i zbawienia (por. Hbr 1, 3-4), mogą - i mają prawo - w Psalmie 8
odczytać sens, który odnosi się do Wcielonego Syna Bożego (por. Hbr 2,
5-10). Jest to zresztą metoda, która pozwala powołanie człowieka
odczytać jako od początku "ukryte" w tajemnicy Słowa Wcielonego (Kol 3,
3) i właśnie w oparciu o to założenie Sobór Watykański powie, że
"misterium człowieka wyjaśnia się prawdziwie jedynie w misterium Słowa
Wcielonego" (KDK 22).
To, w jaki sposób godność królewska tkwi w osobie ludzkiej, wymaga
uwzględnienia dwóch przesłanek: po pierwsze faktu, że osoba istnieje w
żywotnej relacji do Boga - Stwórcy; po drugie - ontycznej struktury
osoby polegającej na podmiotowej transcendencji natury. Wracając do
pierwszej przesłanki, to jest relacji do Stwórcy. Rozumiemy, że
królewskość jest w sposób istotowy przymiotem (własnością) Boga i
dlatego w człowieku może istnieć tylko jako dar, przez uczestnictwo,
proporcjonalnie do prawdy "Obrazu Bożego", według której został
stworzony człowiek. Dlatego w płaszczyźnie ontycznej człowiek nie może
sobie przypisać czy przywłaszczyć godności królewskiej, na tej samej
zasadzie, że nie sobie samemu zawdzięcza fakt, że jest i że jest
człowiekiem. Bóg obdarowuje godnością królewską, powierzając ją
człowiekowi jako zadanie.
W związku z tym konieczne jest uwzględnienie drugiej przesłanki,
czyli faktu, że człowiek jako osoba doskonali się wewnętrznie (w swojej
najgłębszej tożsamości) przez zjednoczenie swej woli z tym dobrem, które
jest przedmiotem (treścią) jego decyzji, czyli wyborów etycznych.
Człowiek staje się dobry jako człowiek, gdy czyni to dobro, które jest
objawieniem prawdy jego człowieczeństwa. Stosownie do tego człowiek
potwierdza w sobie godność królewską, gdy czyniąc dobro (nakazane przez
Boga), panuje samemu sobie, poddając zarazem swoją wolę pod imperatyw
prawdy (czyli normy) swego powołania. To panowanie sobie nie byłoby
możliwe i nie wyrażałoby pełni podmiotowości człowieka, gdyby w swoim
działaniu zmierzającym ku dobru człowiek - osoba nie był źródłem swoich
aktów, czyli gdyby jego decyzje, obdarzone sprawczością w stosunku do
dobra moralnego, nie pochodziły z samego centrum jego podmiotowości.
Jest to podmiotowość objawiająca się nie tylko samoświadomością swego
"ja", lecz także możnością samostanowienia i samopanowania, zakorzenioną
w wolności duchowej. Jest to zdolność, która wynosi człowieka - już w
płaszczyźnie ontologicznej - ponad cały świat widzialny. Istotą tej
królewskości jest to, że człowiek działa w oparciu o moc (mądrość,
prawdę, miłość) Boga mieszkającą w nim w taki sposób, że ta moc
(mądrość, prawda, miłość) Boga staje się wewnętrzną zasadą (normą) i
źródłem działania osoby. Osoba króluje w Bogu, jeśli Bóg w niej króluje,
ponieważ wola ludzka jest zjednoczona z wolą Boga, a światło Boga staje
się wewnętrznym światłem osoby, to jest jej sumienia. W ten sposób, jak
to naświetlił Norwid w swojej poetyckiej wizji wyrażonej w wierszu
"Królestwo", oryginalność (specyfika) królowania człowieka nie polega na
posiadaniu "wolności" w wyniku wyzwolenia z "niewoli", lecz na tym, że
człowiek panuje "nad wszystkim na świecie i nad sobą". Tu jest klucz
całego zagadnienia: bo te dwa tereny panowania muszą występować łącznie,
nie może żadnego z nich zabraknąć z punktu widzenia prawdy tego
królowania. Wielu bowiem "panowało" nad narodami, ziemią i morzem. Dziś
nawet niektórym marzy się panowanie nad "kosmosem". Ale nie panując nad
sobą, ci ludzie stali się niewolnikami przyziemnych namiętności. W tej
sytuacji owo "panowanie" jest w istocie fikcją, ponieważ centrum tej
władzy znalazło się poza osobą ludzką i ukryło się w anonimowym zespole
sił oddziałujących na masy za pomocą lęku i fałszywych obrazów majestatu
władzy. W istocie "panowanie nad sobą" jest źródłem i fundamentem
panowania "nad wszystkim na świecie", nawet jeżeli człowiek realnie nie
wykonuje władzy politycznej nad jakąś częścią kuli ziemskiej. Panując
bowiem nad sobą, panuje nad tym najważniejszym i jedynym światem, którym
jest sam i który został w szczególny sposób jemu powierzony. Panując
nad sobą, człowiek moralnie panuje nad całą rzeczywistością stworzoną,
której jest symbolem, syntezą i celem. Bo "cóż pomoże człowiekowi,
choćby cały świat zyskał, a siebie stracił" (por. Mt 16, 26)? Panując
nad sobą, człowiek panuje nad tym wszystkim, co mogłoby odegrać rolę
czynnika zniewalającego. Bez panowania nad sobą może się stać
niewolnikiem świata, poddając się pod władzę potrójnej pożądliwości (por
1 J 2, 15-16). Jedynie miłując Boga, człowiek sytuuje się ponad tym
wszystkim, co jest grą sił zakorzenionych w materii i działających w
sposób konieczny.
Słowo Boże "na początku" zapowiada jako następstwo grzechu śmierć.
Śmierć jest następstwem grzechu i ujawnia jego wewnętrzną logikę. Życie
człowieka polega bowiem na więzi z Bogiem przez wiarę i miłość,
wyrażającą się w posłuszeństwie woli Boga. Jeżeli Bóg jest życiem
człowieka, to odrzucenie Boga jest odrzuceniem życia. Wprawdzie śmierć
nie następuje natychmiast, ale istnienie pozbawione więzi z Bogiem jest
już tylko "istnieniem ku śmierci" - jak to wyraził jeden z filozofów XX
wieku (Heidegger). Grzesząc, człowiek odrzuca Boga; a "żyjąc tak, 'jakby
Bóg nie istniał', człowiek zatraca nie tylko tajemnicę Boga, ale
również tajemnicę świata i swojego istnienia" ("Evangelium vitae" 22).
"Prowadzenie życia 'jakby Bóg nie istniał' prowadzi do wewnętrznego
rozbicia prawdy człowieczeństwa. Zarówno we wnętrzu osoby ludzkiej, jak i
w zakresie istotnych więzi międzyludzkich dokonuje się złożony proces
odczłowieczenia i depersonalizacji. Z jednej strony zamiera sumienie, z
drugiej - pogłębiają się różne formy zniewolenia człowieka,
eksploatujące substancję jego wolności i inteligencji w kierunku
wtopienia człowieka w tak zwane struktury grzechu. Ginie to, co jest
istotą struktury etycznej społeczeństwa, skutkiem czego "drugi człowiek
jest ceniony nie za to 'kim jest', ale za to, co 'posiada, czego
dokonuje i jakie przynosi korzyści'. Oznacza to panowanie silniejszego
nad słabszym" (EV 23). Zamieranie sumienia i niszczenie etycznej
struktury społeczeństwa jest współzależne, jakby na zasadzie sprzężenia
zwrotnego. Jest to niebezpieczny proces, prowadzący do zabicia tak
zwanego "sumienia społeczeństwa", wskutek czego istotne więzi społeczne
przekształcają się w "prawdziwe 'struktury grzechu', wymierzone przeciw
życiu" (EV 24). W tej sytuacji "sumienie, zarówno indywidualne, jak i
społeczne, jest dziś narażone - między innymi na skutek natarczywego
oddziaływania wielu środków społecznego przekazu - na bardzo poważne i
śmiertelne niebezpieczeństwo: polega ono na zatarciu granicy między
dobrem a złem w sprawach dotyczących fundamentalnego prawa do życia" (EV
24). Papież przytacza za św. Pawłem (List do Rzymian, r. I) surową
ocenę takiego społeczeństwa, które "już weszło na drogę niebezpiecznej
degeneracji i całkowitej ślepoty moralnej" (EV 24). Ten stan zaślepienia
przejawia także cechy swoistej perwersji moralnej, która ujawnia się w
tym, że "dobro nazywa się złem, a zło dobrem", co ganił surowo prorok
Izajasz (Iz 5, 20), a Chrystus zapowiadał uczniom, że przyjdzie czas,
kiedy "każdy, kto was będzie zabijał, będzie sądził, że oddaje cześć
Bogu" (J 16, 2). Już Rada Żydowska pod przewodnictwem Kajfasza
zadecydowała, że Jezus powinien "umrzeć za lud" (J 11, 50).
Ta przewrotna filozofia, nazywająca zło dobrem, a dobro złem, pojawia
się także w kontekście debat etycznych jako "teoria wyboru mniejszego
zła". (...) Jednak autentyczna etyka nigdy nie sformułowała teorii
(czyli zasady) "wyboru" mniejszego zła, choć określa zespół warunków,
pod którymi jest moralnie godziwe "dopuszczenie pewnego zła" jako
nieuniknionego następstwa czynu w swej istocie dobrego (np. utrata
nieuleczalnie chorej nogi w ramach zabiegu ratującego życie). Filozofia,
która przewrotnie rozumie dobro i zło, dawała znać o sobie w ostatnim
stuleciu z dużą siłą, stając się podporą różnych rewolucji, prowadzących
do niszczenia religii i Kościoła, niszczenia rodziny i narodu,
niszczenia życia i kultury wypracowanej przez chrześcijańską tradycję.
Programowo głosił tę filozofię Nietzsche, a politycy wprowadzali ją w
czyn. Wsławili się w tym zakresie nie tylko Lenin i Hitler, lecz także
późniejsi odnowiciele ideologii socjalistycznej z tzw. szkoły
frankfurckiej. (...) Hitler twierdził bez ogródek, że rasowa
eksterminacja jest niezbędnym uzupełnieniem terytorialnego zwycięstwa w
imię Raumdenken. Powiedział: „mamy obowiązek przeprowadzić depopulację.
Musimy rozwinąć technologię zmniejszania populacji (...). Natura jest
okrutna. Dlatego my musimy być również okrutni. Po tylu wiekach
opowiadania bzdur o obronie biednych, być może nadszedł czas, aby
powiedzieć, że musimy chronić siłę przed słabością (...). Jesteśmy
bliscy masowego odwrócenia moralnych zasad oraz duchowej orientacji
człowieka (...). Kończymy błędną drogę, jaką obrała ludzkość. Tablice z
Góry Synaj straciły ważność. Sumienie jest żydowskim pomysłem” (z
książki H. Rauschninga "Gespraeche mit Hitler", s. 129-30; 189; 210; -
przytaczam za: John Laughland, "Zatrute źródła Unii Europejskiej",
Warszawa, "Antyk" 2003, s. 153-154).
W podobny sposób odrzucają moralność pochodzącą od Boga twórcy tzw.
Szkoły frankfurckiej (z pochodzenia Żydzi): Max Horkheimer, Teodor W.
Adorno, Herbert Marcuse, Wilhelm Reich, Paul Tilich, Erich Fromm,
Alexander Mitscherlich, Friedrich Polloc, Juergen Habermas. Nawiązywali
oni przede wszystkim do Marksa, Freuda i Rousseau. Ich filozofia da się
ująć w następujące tezy:
1. Bóg jest fałszywą hipotezą, teologia jest bez sensu. Odtąd wszędzie, gdzie napisano "Bóg", można wstawić: "człowiek".
2. Trzeba wychować "nowego człowieka", wyzwolonego od sumienia,
polegającego natomiast na "etyce komunikatywności", pozostającego w
dynamicznej interakcji z grupą, względnie z "partnerem". W istocie jest
to odrzucenie całej moralności naturalnej i objawionej.
3. Rodzina jest odpowiedzialna za stworzenie wszelkiego
autorytaryzmu, a zwłaszcza faszyzmu, dlatego należy zniszczyć rodzinę.
Służy temu "rewolucja seksualna", feminizm i inne tego typu
"dobrodziejstwa".
4. Teza historiozoficzna: wszystko jest zakłamane, duch historii jest permanentną katastrofą.
5. Należy stworzyć społeczeństwo "wolne", czyli "socjalistyczne".
Drogą do tego celu jest: dechrystianizacja życia publicznego,
"przefunkcjonowanie" instytucji społecznych (czyli narzucenie im funkcji
przeciwnych ich naturze), usunięcie etyki z prawa, odkryminalizowanie
zbrodni, zmiana koncepcji zdrowia i etiologii choroby, usunięcie
estetyki ze sztuki (według: Henryk Przemyski, Filozofowie diabła, cz. I,
"Nasza Polska", 6 maja 2003, s. 10-11).
W drugiej części tego artykułu autor wskazuje na fakt, że
przygotowania do stworzenia nowej ideologii "europejskiej" miały miejsce
już we wczesnych latach 30. ("Nasza Polska", 20 maja 2003, s. 14-15).
Nie bez powodu Henryk Przemyski nazywa tych myślicieli "filozofami
diabła", ponieważ wprowadzili w kulturę "Europy" te fermenty myślowe,
które wyrażają dokładnie to, co określa się jako "szatańskiego ducha".
Jest to duch buntu przeciw Bogu, przeciw Jego Prawu, przeciw naturalnym
więzom ludzkości wynikającym z tajemnicy stworzenia (rodzina, naród).
Filozofia ta ujawnia prawdziwe oblicze socjalizmu, który - niezależnie
od takiego czy innego przebrania - jest potworem, z twarzą czy bez
twarzy - potworem narzucającym człowiekowi i społeczeństwu przymus
działania przeciwko własnej prawdzie. Czy nie są to czasy panowania
"Bestii", o której mówi księga Apokalipsy (Ap 13)? Jesteśmy chyba
świadkami czasów, w których "książę tego świata" panuje nad tymi, którzy
wyrzekli się sumienia. Nie może się chyba już nic gorszego zdarzyć,
skoro ohydę grzechu podniesiono do rangi zasady życia... Człowiek
zbuntowany przeciw Bogu nie jest zdolny sam odzyskać utraconego
Królestwa, będąc bezbronnym niewolnikiem w szponach szatana. Dopiero
Chrystus ma władzę "związać mocarza i sprzęt mu zagrabić", ponieważ
czyni to "mocą Bożą", co oznacza, że "istotnie przyszło do was Królestwo
Boże" (por. Mt 12, 28-29). Bóg zawsze jest "Królem", ale w dziele
Odkupienia chodziło o to, aby Jego Królestwo przyszło "do nas", czyli do
ludzi poddanych niewoli szatana i śmierci z powodu grzechu. Bóg nie
musiał podejmować walki z szatanem w swoim interesie, ponieważ nikt nie
jest w stanie odebrać Mu wszechmocy i nieskończonego Majestatu chwały.
Konieczne było natomiast, by tę walkę podjął Człowiek, aby zwycięzcą
okazał się ten, którego szatan uważał za pokonanego, uczyniwszy go swoim
niewolnikiem. Podjął więc tę walkę Człowiek, to jest Bóg-Człowiek,
zwyciężając mocą Boga, a zarazem mocą człowieka całkowicie poddanego
Bogu. Człowieczeństwo Chrystusa poddane Bogu aktem absolutnego
posłuszeństwa i miłości, staje się przestrzenią Królestwa, miejscem
objawienia się Królestwa Bożego i źródłem królestwa dla odkupionej
ludzkości.
Podejmując walkę z szatanem w czasie "kuszenia na pustyni" (Mt 4,
1-11), Chrystus potwierdza swoją niezachwianą wolę polegania wyłącznie
na Słowie Boga, czyli na woli Ojca. W tej samej postawie kończy swoje
bojowanie z szatanem, oddając Siebie bezwarunkowo "w ręce Ojca" (Łk 23,
46). Ojciec, przyjmując ofiarę Syna, wywyższa Go ponad wszystko i czyni
Jego Człowieczeństwo sakramentem powszechnego zbawienia i odrodzenia
nowej ludzkości w Duchu Świętym (Flp 2, 6-10). Odtąd naszym zadaniem
jest wyznać, "że Jezus Chrystus jest PANEM ku chwale Boga Ojca" (Flp 2,
11). W Chrystusie zostajemy "napełnieni wszelkim błogosławieństwem
duchowym" (Ef 1, 2). Dlatego List do Kolosan wielbi Boga za to, że
"uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do Królestwa swego
Umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie, odpuszczenie grzechów" (1,
13 - 14). Dalej czytamy w Liście: "To właśnie, co było naszym
przeciwnikiem, usunął z drogi, przygwoździwszy do krzyża" (Kol 2, 14).
Przez Misterium Paschalne, otwarte dla nas w sakramentach Kościoła,
razem z Chrystusem umieramy i z Nim razem "powstajemy z martwych",
dzięki czemu "nasze życie ukryte jest z Chrystusem w Bogu" (por. Kol 3,
1-3). Należąc do Boga, mamy "dążyć do tego, co w górze, nie do tego, co
na ziemi" (Kol 3, 2). Wezwani do uczestnictwa w Chrystusowym Królestwie,
nie jesteśmy automatycznie zwolnieni z duchowej walki, która wypełnia
całe życie człowieka. Księga Apokalipsy niemal na każdej stronie głosi,
że zostawia nam pewien udział w walce Chrystusowej, aby nagradzać tych,
którzy zwyciężyli. Bóg powołuje nas bowiem do zwycięstwa nad złem, o
czym stale przypominał nam także Jan Paweł II w swoim nauczaniu
skierowanym do Polski. List do Hebrajczyków wzywa nas do męstwa:
"winniśmy wytrwale biec w wyznaczonych nam zawodach. Patrzmy na Jezusa,
który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości,
którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na [jego] hańbę i
zasiadł po prawicy tronu Boga. Zastanawiajcie się więc nad Tym, który ze
strony grzeszników tak wielką wycierpiał wrogość przeciw sobie, abyście
nie ustawali, złamani na duchu. Jeszcze nie opieraliście się aż do
przelewu krwi, walcząc przeciw grzechowi" (Hbr 12, 1-4).
Człowiek wezwany do uczestnictwa w Chrystusowym zwycięstwie (i
konsekwentnie Królestwie), zostaje obdarowany specjalną mocą. Przypomina
o tym List do Efezjan, ukazujący strategię tej walki: "Bądźcie mocni w
Panu - siłą Jego potęgi. Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się
ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw
krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw
rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na
wyżynach niebieskich" (Ef 6, 10-12). List wylicza następnie szczegóły
tej zbroi Bożej, dzięki której zwyciężali święci. Istotne jest, aby
chrześcijanin był "mocny w Panu" – tą mocą, która wobec świata nosi
cechy słabości, ale dzięki tajemnicy Krzyża jest mocą zwycięską, ku
większemu upokorzeniu szatana. Taka moc kryje się w wierze, miłości, pokorze, czystości, przebaczeniu, cierpliwości, w posłuszeństwie prawdzie.
Tą mocą zwyciężył Chrystus, "nie wylewając niczyjej krwi prócz
własnej". Tu nasuwa się skojarzenie z pewnym utworem Norwida. W wierszu
"Ironia" napisał w zakończeniu:
"Ty myślisz, że może wiek złoty
Bez walk, sam przyjdzie do ludzkości –
A gdzież?... powiodą pierw te cnoty,
Od których cofa strach śmieszności".
Dziwne to, ale rzeczywiście - w obliczu nacisku nowoczesnego pogaństwa – trzeba mieć odwagę, aby być sobą,
aby być w prawdzie jako chrześcijanin, jako dziecko Boże. Trzeba mieć
odwagę, aby trwać przy Prawdzie i dawać o niej świadectwo. Nie bez
powodu to najważniejsze w historii świadectwo Prawdzie miało miejsce
przed Trybunałem Rzymskim, w kontekście osobliwej sytuacji, kiedy sędzia
został zastraszony przez tłum oskarżycieli, a oskarżyciele lękali się
rzekomo Cezara, który mógł zagarnąć im kraj. Jest to klasyczny przykład
zbiorowego terroru, służącego zniewoleniu przez kłamstwo. Ktoś jeden
spośród tego tłumu był wolny: Jezus, który "dał świadectwo Prawdzie",
mówiąc: "Królestwo moje nie jest z tego świata (...). Tak, jestem
Królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać
świadectwo prawdzie" (J 18, 36-37).
Należy sobie pokrótce zdać sprawę z tego, czy Polska należy do
Chrystusa, czy jest Jego Królestwem? Kardynał Wyszyński dowodził, że
jest istotna różnica między stwierdzeniem, że "Polska jest krajem ludzi
ochrzczonych", a twierdzeniem, że "Polska jest krajem chrześcijańskim"
lub że "Naród Polski jest narodem chrześcijańskim". Kościół Chrystusowy,
poprzez który Królestwo Chrystusa uobecnia się widzialnie w świecie,
nie jest tylko Kościołem samych "dusz", ale Kościołem obejmującym całego
człowieka, z jego wszystkimi naturalnymi więzami, które - wywodząc się z
tajemnicy Stworzenia – zostały przyjęte i odkupione przez Chrystusa i
włączone w nadprzyrodzony porządek łaski. Chrystus przez swoje Wcielenie
i Odkupienie oraz zesłanie Ducha Świętego uświęcił wszystko, co jest
ludzkie, "z wyjątkiem grzechu". Kościół jako Mistyczne Ciało Chrystusa w
swojej sakramentalnej strukturze i w swoim wyposażeniu charyzmatycznym
doprowadza do pełnej prawdy wszystkie wymiary ludzkiego istnienia, w
szczególności bycie osobą, bycie rodziną, a także bycie narodem (zob.
"Polska teologia narodu", red. ks. Cz.S. Bartnik, Lublin 1988). Te trzy
formy, trzy poziomy istnienia, są ze sobą ściśle powiązane i do siebie
wzajemnie odniesione. Nie chodzi tu wyłącznie o funkcje rozumiane
socjologicznie, lecz o praw dę antropologiczną, o tożsamość w sensie
metafizycznym. Tylko istnienie narodu w Kościele odkrywa jego genezę,
powołanie i rzuca światło na sens jego historii oraz kultury. Naród jest
w pełni sobą, jeśli jest narodem Chrystusowym, to znaczy, jeśli jest
częścią Kościoła powszechnego, ponieważ tylko na tym poziomie nawiązuje
realną więź z innymi narodami tworzącymi ludzkość.
Kościół jest powołany i posłany, aby gromadzić przez Ewangelię i
sakramenty "wszystkie narody" i tylko dzięki uczestnictwu w Kościele
narody przeżywają swoją jedność ogólnoludzką, uniwersalną. Ta jedność
nie ma nic wspólnego z dążeniami globalistycznymi, imperialnymi czy
totalitarnymi, które wyrosły na fałszywej antropologii: Chrystus w
Kościele przywraca narodom ich prawdę, ofiarowaną im w Duchu Świętym
jako prawdziwy uniwersalizm Rodziny Bożej, zjednoczonej w Bożej Prawdzie
i Bożym prawie miłości. Tej prawdy narody uczą się w Kościele.
I tu właśnie musimy sobie postawić pytanie: czy jesteśmy Narodem
Chrystusowym (chrześcijańskim)? Czy ustrój publiczno-prawny, w którym
Naród przedstawia się sam sobie i sobą się rządzi, jest chrześcijański?
Czy to Naród jest podmiotem stanowienia praw, które mają wyrażać i
potwierdzać jego suwerenność? Czy kultura, nauka, oświata, informacja
objawiają prawdę Narodu, chronią ją i rozwijają, zgodnie z jego
dziedzictwem i godnością chrześcijańską? Czy w życiu publicznym Naród
wyraża Chrystusowi cześć i dziękczynienie za dar istnienia, dar
wolności, ocalonej wielokrotnie, za dar wiary, za dar świętych, którzy
są wzorem i przewodnikami w drodze ku pełni powołania? Czy ten niezwykły
dar, którym jest dla Polski "Pomazaniec z Krakowa", Papież "De labore
solis", "Słowiański Papież", został rzeczywiście przyjęty przez Naród i
czy przyjęte zostało jego wezwanie do pełnego nawrócenia i przylgnięcia
do Chrystusa, którego widzialnie On, Papież, reprezentuje? Czy wszystko
nie skończyło się na wiwatach i pustych frazesach, które już dzisiaj nic
nie znaczą wobec faktu, że zapomnieliśmy jego całe ćwierćwiekowe
nauczanie?
Nie mnożąc dalej pytań, sądzę, że obraz Polski przedstawia się raczej
pesymistycznie. Chrystus jest obecny w gronie pewnych prywatnych
jednostek, wspólnot i grup rodzin o wąskim zasięgu (zaliczam tu także
domy zakonne, które się modlą); ale w państwie, w Sejmie, rządzie,
parlamencie, telewizji, w prasie (poza nielicznymi tytułami
katolickimi), w radiu (niech będą Bogu dzięki za Radio Maryja!), w
nauce, szkolnictwie i wychowaniu, w oświacie i kulturze, w sporcie,
organizacji pracy (może: organizacji bezrobocia), w medycynie, opiece
zdrowotnej, w handlu i przemyśle - nie tylko, że nie ma Chrystusa, ale
nadto już prawie nic tu nie jest autentycznie polskie, lecz importowane z
obcych ideowo ośrodków, czerpane z wrogich Chrystusowi źródeł,
skierowane ku demoralizacji, wynarodowieniu, ku rozpowszechnieniu
cywilizacji śmierci (tzw. wychowanie seksualne, "planowanie rodziny",
które jest systematycznym niszczeniem rodziny). Smutny jest obraz
Polski, gdzie nie rodzą się dzieci, gdzie nie buduje się domów, tylko
banki i supermarkety; gdzie niestety, tylko niewielka część
społeczeństwa oddaje Bogu chwałę w dzień święty; gdzie rośnie
zastraszająco przestępczość, bandytyzm, złodziejstwo i korupcja na
wszystkich szczeblach społecznych; gdzie rządząca partia rozmyśla o tym,
w jaki sposób łatwiej i skuteczniej mordować poczęte dzieci i jak
zaprawiać młodzież od wczesnych lat do rozpusty i wszelkiego łajdactwa,
kryjącego się za parawanem "europejskich praw człowieka". Nie! Tutaj
Chrystus nie króluje, tu panuje szatan i zbiera obfite żniwo. Ale to
musi się skończyć, jeśli Polska ma istnieć.
Anonimowe systemy kosmopolityczne, usiłujące podporządkować sobie
Polskę, dokonują już od lat procesu wielostronnej eksploatacji
potencjału ekonomicznego i społecznego (demograficznego) oraz alienacji
podmiotowości prawnej, narodowej i politycznej Polski. Całe życie
rzekomo suwerennego państwa jest rządzone przez ośrodki sterowania,
dyktujące nam prawa i stawiające wymagania, degradujące nas do roli
upośledzonego kraju kolonialnego. Rzeczowo i z uwzględnieniem wszystkich
implikacji filozoficznych i kulturowych pisze o tym ks. prof. Czesław
Bartnik w "Naszym Dzienniku" (choćby 30 maja 2003 r.).
Istotnie jakaś mafia międzynarodowa usiłuje zniszczyć w Polsce to
wszystko, co stanowi o jej oryginalności i tożsamości duchowej,
wypracowanej przez dziesięć wieków za cenę nie dających się obliczyć
cierpień i łez całych pokoleń. Wrogowie Polski (...) nienawidzą
chrześcijaństwa, ponieważ nienawidzą Chrystusa, który wymaga
zachowywania 10 przykazań; nienawidzą narodu, ponieważ naród jest owocem
i dzieckiem chrześcijaństwa i pełnym rozkwitem tajemnicy rodziny;
nienawidzą rodziny, ponieważ jest ona dziełem Stwórcy i miejscem Jego
objawienia się pośrodku ludzkości; nienawidzą małżeństwa, ponieważ jest
tajemniczym znakiem Przymierza Chrystusa z Kościołem, czyli ostatecznie
Przymierza Boga z ludzkością; nienawidzą dzieci, ponieważ żyje w nich
(tych, którzy nienawidzą) ten sam duch, który inspirował zbrodnię
Heroda; nienawidzą świętości i wszystkich cnót, którymi jaśnieje
Niepokalana Dziewica, ponieważ stali się niewolnikami tego węża, którego
Bóg przeklął, zapowiadając nieprzejednaną nieprzyjaźń między szatanem a
Niewiastą, Matką Odkupiciela.
Polsce grozi obecnie ostateczna zguba, jeśli podda się naciskom
politycznym i ideologicznym tych, którzy chcą rządzić światem zamiast
Boga i wbrew Bogu. Jest zastanawiające, że cała proponowana nam
"postępowa cywilizacja" jest systemem spójnym pod jednym wyłącznie
względem: jako opozycja wobec Boga - Stwórcy, jako bunt przeciw Bożemu
Prawu, które jest Prawem Stworzenia.
Zaślepieni pychą szatańską ludzie chcą sami zająć miejsce Boga,
względnie "bawić się w Pana Boga", decydując o tym, kto ma istnieć, a
kto ma zniknąć z powierzchni globu – czy to chodzi o jednostki, czy o
całe narody. Polsce grozi zguba, jeśli (...) podda się prawu bez Boga i
bez moralności, ustrojowi opartemu na wzorach Sodomy, kulturze bez
poszanowania dla świętości (...). Grzechy popełniane przez Polaków
wymagają kary Bożej i jak zapowiadała już w XIX wieku Wanda Malczewska,
Polska może utracić niepodległość już na zawsze, jeśli nie ustrzeże
wiary i moralności chrześcijańskiej. (…).
Bóg - jak ufamy - nie odrzucił definitywnie naszej Ojczyzny, skoro
posłał do niej szczególne orędzie miłosierdzia przez św. Siostrę
Faustynę, a także przez świątobliwą służebnicę Bożą Rozalię Celakównę.
Siostra Faustyna nieustannie modliła się za Ojczyznę, pragnąc oddalić
grożące jej kary i upomnienia Boże. Sam Pan Jezus polecał jej: "Odpraw
nowennę za Ojczyznę" (w 1933 r., Dzienniczek nr 59-60). W czasie tej
nowenny miała widzenie, o którym pisze: "Ujrzałam jasność wielką i w
niej Boga Ojca. Przed jasnością tą a ziemią ujrzałam Jezusa przybitego
do krzyża i tak, że Bóg chcąc spojrzeć na ziemię, musiał patrzeć przez
Rany Jezusa. I zrozumiałam, że dla Jezusa Bóg błogosławi ziemi". Kiedy
indziej, modląc się za Ojczyznę, ofiarowała Panu Jezusowi cierpienia
małych, niewinnych dzieci. Zapisała wtedy: "ujrzałam Pana Jezusa, który
miał oczy zaszłe łzami i rzekł do mnie: 'widzisz córko moja, jak bardzo
Mi ich żal, wiedz o tym, że one utrzymują świat'" (Dzienniczek nr 286).
Sam Pan Jezus przez Siostrę Faustynę wzywał wszystkie siostry tej
wspólnoty do modlitwy "w celu przebłagania Ojca Mojego i uproszenia
Miłosierdzia Bożego dla Polski" (Dzienniczek nr 714).
Wzruszająca miłość, jaką Pan Jezus okazuje małym dzieciom, współbrzmi
z groźbą sprawiedliwego gniewu i kary za krzywdy wyrządzane tym właśnie
dzieciom, szczególnie najmniejszym. Takie bardzo wyraźne ostrzeżenia
przed karą za grzechy dawał Pan Jezus Rozalii Celakównie. Zapisała ona
między innymi takie słowa: "Patrz dziecko uważnie, co się dziać będzie.
Co teraz widzisz, stanie się niedługo rzeczywistością. Nastaną straszne
czasy dla Polski. Burza z piorunami oznacza karę Bożą, która dotknie
Naród Polski za to, że ten Naród odwrócił się od Pana Boga przez
grzeszne życie. Naród Polski popełnia straszne grzechy i zbrodnie, a
najstraszniejsze z nich są: grzechy nieczyste, morderstwa i wiele innych
grzechów" (wrzesień 1937; cyt. za: o. Zygmunt Dobrzycki OSPPE, o.
Sykstus Szafraniec OSPPE, Wielkie wezwanie Serca Jezusa do Narodu
Polskiego, Kraków 2002, s. 74). W marcu 1938 roku Pan Jezus powiedział
Rozalii: "Trzeba ofiary za Polskę, za grzeszny świat (...). Straszne są
grzechy Narodu Polskiego. Bóg chce go ukarać. Ratunek dla Polski jest
tylko w Moim Boskim Sercu" (Wielkie wezwanie..., s. 75). W kwietniu 1939
roku podobnie Matka Boża pouczała Rozalię: "Ratunek dla Polski jest
tylko w Sercu Jezusa, Mojego Syna". Sam Jezus dodał: "Strasznie ranią
Moje Najświętsze
Serce grzechy nieczyste. Żądam ekspiacji" (Wielkie wezwanie..., s. 75-76).
Dnia 4 lipca 1938 roku Rozalia - w czasie widzenia - zanotowała
słowa: "Moje dziecko! Za grzechy i zbrodnie (nieczystość i zabijanie
dzieci poczętych) popełniane przez ludzkość na całym świecie ześle Pan
Bóg straszną karę. Sprawiedliwość Boża nie może znieść dłużej tych
występków. Ostoją się tylko te państwa, w których będzie Chrystus
królował. Jeżeli chcecie ratować świat, trzeba przeprowadzić
Intronizację Najświętszego Serca Jezusowego we wszystkich państwach i
narodach na całym świecie. Tu i jedynie tu jest ratunek. (...) Pamiętaj,
dziecko, by sprawa tak bardzo ważna nie była przeoczona i nie poszła w
zapomnienie. Intronizacja w Polsce musi być przeprowadzona" (tamże, s.
75-76). Na czym polega znaczenie Intronizacji, wyjaśnia sam Pan Jezus:
"Polska nie zginie, o ile przyjmie Chrystusa za Króla w całym tego słowa
znaczeniu; jeżeli się podporządkuje pod prawo Boże, pod prawo Jego
Miłości. Inaczej, Moje dziecko, nie ostoi się". I jeszcze raz, z
naciskiem: "Oświadczam ci to, Moje dziecko, jeszcze raz, że tylko te
państwa nie zginą, które będą oddane Jezusowemu Sercu przez
Intronizację; które Go uznają swym Królem i Panem. Przyjdzie straszna
katastrofa na świat, jak zaraz zobaczysz" (tamże, s. 77).
Intronizacja oznacza "uznanie Chrystusa za Króla i Pana" we wszystkim. "To uznanie ma być potwierdzone porzuceniem grzechów i
całkowitym zwrotem do Boga" (tamże, s. 78). Pan Jezus wyraził
pragnienie, by program Intronizacji został zrealizowany za pośrednictwem
Jasnej Góry. Chrystus chce, "by przez Maryję przyszło zbawienie dla
Polski przez Intronizację" (tamże, s. 79).
Autorzy pracy pt. "Wielkie wezwanie Serca Jezusa do Narodu Polskiego"
stwierdzają, że "celem Intronizacji (...) jest dogłębne i trwałe
odrodzenie duchowe społeczeństw i jednostek, usunięcie laicyzacji oraz
zakorzenienie życia prywatnego i publicznego w prawie Bożym i w nauce
Kościoła świętego" (s. 84). Praca szczegółowo referuje wszystkie istotne
elementy historyczne i merytoryczne programu Intronizacji Najświętszego
Serca Jezusowego. Warto przypomnieć, że orędzie przekazane Rozalii
Celakównie jest ponowieniem misji, jaka była udziałem św. Małgorzaty
Marii Alacoque. Miała ona przekazać królowi Ludwikowi XIV żądanie od
Pana Jezusa, aby tenże król wraz z rodziną i dworem poświęcił się Sercu
Jezusowemu. Z tym żądaniem wiązała się obietnica szczególnej obrony
całej Francji przed jej duchowymi wrogami. Niestety, król francuski nie
spełnił żądania Serca Jezusowego. Natomiast biskupi polscy w 1765 roku
poprosili Papieża Klemensa XIII o zatwierdzenie liturgii mszalnej i
brewiarzowej ku czci Najświętszego Serca Jezusowego. Ważnym wydarzeniem
była encyklika Piusa XI "Quas primas" z 11 grudnia 1925 roku, wprowadzająca pewne stałe formy kultu Serca Jezusowego, przede wszystkim święto Chrystusa Króla,
w czasie którego należało odmówić akt poświęcenia rodzaju ludzkiego
Najświętszemu Sercu Jezusa. Idea encykliki doskonale zgadza się z
programem Intronizacji powierzonym Rozalii do przekazania go światu.
Dzieło Intronizacji zostało oficjalnie zainicjowane 17 kwietnia 1946
roku przez księcia kardynała Sapiehę. W roku 1948 dzieło to otrzymało
błogosławieństwo Stolicy Apostolskiej (zob. o. Henryk Klimaj CSsR,
"Rozalia Celakówna a dzieło osobistego poświęcenia się Najświętszemu
Sercu Jezusa" - maszynopis).
Osobiste, wewnątrzosobowe poświęcenie jest także formą Intronizacji
Serca Jezusa i stanowi część integralnego dzieła Intronizacji,
obejmującego poświęcenie Sercu Jezusowemu wszystkich wymiarów życia
ludzkiego, rodzinnego, narodowego i państwowego. Żadna dziedzina życia
ludzkiego nie może się znaleźć poza zasięgiem władzy Najświętszego
Serca, jeśli człowiek i społeczeństwo mają w pełni podlegać Królestwu
Chrystusa.
Z wypowiedzi Pana Jezusa skierowanych do Rozalii Celakówny wynika, że
tą dziedziną życia ludzkiego, która została w szczególny sposób
sprofanowana przez grzechy ludzkie, stając się przyczyną wielkiego bólu
Serca Jezusowego i wołając o karę Bożą na świat, jest dziedzina życia
małżeńskiego i rodzinnego. Według nauczania Jana Pawła II, który
skierował jasne światło na ten właśnie obszar powołania ludzkiego, życie
małżeńskie i rodzinne zostało poddane kilku przykazaniom Dekalogu:
pierwszemu, czwartemu, piątemu i szóstemu, oraz wzmocnione jeszcze
wymaganiami ewangelicznymi, jakie wynikają z sakramentalnej konsekracji
ciała człowieka. Człowiek stworzony na obraz Boży ma całym swoim
człowieczeństwem objawiać Boga, który jest obecny u początku istnienia
ludzkiego jako Stwórca; jest obecny u źródeł wszelkiej miłości jako Dar
Substancjalny, objawiający Misterium Trójcy Świętej; jest obecny w sercu
przymierza mężczyzny i kobiety (czyli małżeństwa) jako Oblubieniec
Kościoła, ofiarujący się na Krzyżu za świętość Oblubienicy; jest obecny w
każdym dziecku przychodzącym na świat jako najgłębsze objawienie
tajemnicy Ojca posyłającego Swego Syna na świat; jest obecny w centrum
rodziny jako Ten, przez którego wszyscy stajemy się braćmi, będąc
dziećmi Bożymi. To jest prawdziwa "Ewangelia Rodziny", która powinna być
głoszona dzisiejszemu światu. Temu światu, który ze wszystkich sił
nienawidzi czystości chrześcijańskiej, ponieważ ta wymaga postawy czci
dla ludzkiego ciała (ciała osoby ludzkiej i wspólnoty ludzkiej), które w
ofierze Krzyża zostało poświęcone (konsekrowane), aby się stało
sakramentem Boga.
Dzisiejsza cywilizacja jest zbudowana na nienawiści do tego, co
święte, i w ogóle do tajemnicy Stworzenia oraz Wcielenia, które
przenoszą istnienie stworzone w obszar objawienia świętości Boga. Można
rzec, że ta cywilizacja, degradująca małżeństwo do rzeczy tego świata, a
ciało do biologicznego surowca, jest cywilizacją zbudowaną z
natchnienia szatana. Dlatego ta cywilizacja musi być ukarana, jak
świadczy Księga Rodzaju, w której przetrwało wspomnienie dawnych wyroków
Bożych, oczyszczających świat wodą lub ogniem. Świadczą o tym także
zapowiedzi kary Bożej, spełniające się w naszych czasach. Dzisiaj
istnieje niepomiernie więcej możliwości zakończenia dziejów tej
cywilizacji buntu, pychy i profanacji. Czy my musimy iść w tym kierunku?
Jeśli nasz Zbawca chce nas ocalić, czemu nie przyjąć Jego orędzia?
Króluj nam Chryste, zawsze i wszędzie !