Funkcjonuje
prawie powszechnie zdanie, nie tylko wśród ludzi wrogich czy
niechętnych Kościołowi, lecz także i wśród wielu katolików, świeckich i
duchownych, że "Kościół nie ma nic do polityki".
Jednakże
z punktu widzenia politologii może być ono obarczone logicznym błędem
różnoznaczności (aequivocatio), gdzie mieszają się znaczenia terminów.
Na przykład, kiedy się mówi "Kościół", to nie wiadomo, czy chodzi o
hierarchię, czy o katolików świeckich. A kiedy się mówi "polityka", to
czy chodzi o realizację dobra wspólnego, do którego religia wnosi
istotny wkład, czy o walkę o władzę między partiami. Stąd zdanie to może
być zarówno prawdziwe, jak i fałszywe.
Termin
"Kościół" może oznaczać: religię w ogóle, wiarę, instytucję społeczną,
hierarchię, kler, ogół członków razem ze świeckimi, doktrynę, kodeks
etyczny, obyczaje, wspólnotę, zespół idei i wartości, kult, wymiar
sakramentalny lub doczesny, objawienie Chrystusowe, prawo kanoniczne i
inne.
Termin
"polityka" może zaś oznaczać: realizację dobra wspólnego w
społeczeństwie czy w państwie, organizację życia państwowego, obszar
władzy państwowej, ustrój, formowanie całości życia publicznego, życie
partii politycznych i klas, proces zdobywania władzy, naczelne
organizowanie całości życia gospodarczego, socjalnego,
administracyjnego, wojskowego, narodowego, tworzenie zbiorowego
organizmu społecznego o wspólnej świadomości i decyzyjności,
konstruowanie osobowości zbiorowej, obszar relacji między państwami i
narodami i inne.
Przykłady zdań błędnych lub fałszywych
W
obszarze semantycznym zdania "Kościół nie ma nic do polityki" bywa dużo
ujęć błędnych lub zgoła fałszowanych z powodu nietrafnego posłużenia
się znaczeniem jednego czy drugiego terminu:
-
Kościół jako społeczność katolików świeckich nie ma nic do polityki
jako realizacji dobra wspólnego społeczeństwa i państwa. Fałszywe.
Inaczej katolicy nie byliby aktywnymi obywatelami w państwie.
-
Kościół jako społeczność ludzi o celach i wartościach religijnych i
duchowych nie ma nic do celów i wartości świeckich i materialnych.
Fałszywe.
- Wiara w Boga nie odnosi się do życia doczesnego na świecie. Fałszywe.
- Kościół uczący o Bogu i człowieku nie ma nic do świeckich nauk o człowieku, społeczeństwie i świecie. Fałszywe.
- Kościół z jego systemem wychowawczym, oświatowym, kształceniowym nie ma nic do odpowiedników świeckich. Błędne.
- Kościół jako rzeczywistość duchowa, nadprzyrodzona i zbawcza nie ma nic do świata, społeczeństwa, państwa, kultury. Fałszywe.
- Świadomość kościelna i teologia nie ma nic wspólnego ze światopoglądem, kierunkami umysłowymi i naukami świeckimi. Błędne.
-
Sakramentalna, intelektualna, mądrościowa i motywacyjna siła Kościoła
nie wnosi niczego do życia socjalnego, narodowego, patriotycznego,
pracowniczego i kulturowego. Fałszywe.
- Funkcja kapłańska Kościoła nie ma nic do wojska, służb społecznych, szpitali i różnych społeczności świeckich. Fałszywe.
-
Kościół jako nauczyciel moralności nie ma nic do etyki i moralności
państwowej i w ogóle świeckiej. Fałszywe. Kiedy ks. Józef Tischner
twierdził, że ethos jest zapodmiotowany przede wszystkim w państwie, to
błądził, idąc za poglądami, jakoby etyka doczesna była różna od
ewangelicznej.
- Kult kościelny nie może być łączony z uroczystościami świeckimi, zwłaszcza państwowymi. Błędne.
-
Religia i Kościół dzieli społeczeństwo na wierzących i niewierzących,
dobrych i złych, prawomyślnych i nieprawomyślnych. Błędne. Kościół jako
wielka siła komunijna przezwycięża wszelkie podziały i zwraca całość ku
jedności o charakterze pozytywnym.
-
Kościół jako posłannictwo Chrystusa do wszystkich ludzi, klas, państw i
narodów nie może się mieszać do walk wyzwoleńczych, powstaniowych,
rewolucyjnych, partyjnych, militarnych i w ogóle tam, gdzie jedni
zmagają się z drugimi. Błędne. Kościół musi popierać dążenia do
wolności, wyzwolenia, samostanowienia, suwerenności, sprawiedliwego
pokoju, bo tylko tak może służyć prawdzie, dobru, sprawiedliwości i
miłości społecznej, i ogólnoludzkiej. Jest tylko problem metod i
dyplomacji.
Wybór zdań prawdziwych
Jednakże
w sformułowaniu "Kościół a polityka" jest też obszar zdań słusznych i
prawdziwych w odpowiednich zestawieniach semantycznych:
- Istota Kościoła i istota państwa są różne i autonomiczne.
-
Jeden i ten sam jest kodeks etyczny, wywodzący się z wielkiej tradycji,
z idei Boga i natury ludzkiej jako osoby, udoskonalony przez Objawienie
i rozwijający się w wersji chrześcijańskiej. Próby tworzenia etyki bez
Boga, relatywistycznej, sytuacyjnej, materialistycznej i degradującej
człowieka jako osobę owocują w rzeczywistości amoralnością.
-
Kościół jako instytucja religijna, sakramentalna i zbawcza nie może
zastępować form życia doczesnego ani określać instytucji świeckich,
państwowych i politycznych.
-
Władze kościelne nie mogą narzucać poglądów, postaw życiowych, sposobów
życia i pracy, światopoglądu, wyznania, Kościół może jedynie
apostołować religijnie i moralnie, inspirować swoje wartości i
dialogować. - Kościół nie może określać bezpośrednio ekonomii, kultury,
sztuki, prakseologii, organizacji życia, mody i w ogóle charakteru życia
doczesnego, jakkolwiek ma obowiązek głosić fundamentalne normy moralne i
ewangeliczną wizję całości życia, a od swoich członków wymagać
zachowywania prawd religijnych, zasad moralnych, prawa kościelnego i
składanych ślubów. Kościół nie jest tylko klubem dyskusyjnym ani luźnym
zbiorem indywiduów, które chciałyby występować w roli dyktatorów
religijnych, jak niektórzy liberałowie i zwolennicy Kościoła
"prywatnego", bez boskiego autorytetu Chrystusa.
-
Kapłani według dzisiejszego prawa kanonicznego nie mogą piastować
urzędów i stanowisk politycznych i państwowych, choć jeszcze przed II
wojną światową księża bywali posłami, a biskupi senatorami, choć i dziś
niejeden u nas zdolny i doświadczony proboszcz mógłby być premierem
wielokrotnie lepszym, także i dla niekatolików, i dla ateistów.
-
Kościół hierarchiczny i katolicy świeccy nie mogą faworyzować na forum
państwowym tylko jednej partii czy tylko jednego programu
społeczno-politycznego, jednakże pod warunkiem, że są i inne moralne.
Jeśli natomiast są nie tylko partie moralne, lecz i niemoralne,
przestępcze, niszczące państwo i życie społeczne, jak hitlerowska lub
bolszewicka, to należy popierać tylko partie moralne, popieranie takich
partii i współpraca z nimi miewa miejsce tylko pod okupacją lub w
totalitaryzmie, żeby na mocy instynktu samozachowawczego nie dopuścić do
wyniszczenia życia społecznego lub zagłady narodu. Są to już problemy
dyplomacji w sytuacjach ekstremalnych. U nas nie można zrozumieć
poparcia dla partii niemoralnych. A jeszcze gorzej, kiedy wybrani z
partii godnych stają się po prostu oszustami.
-
Na mocy posłannictwa ewangelicznego Kościół musi z całą siłą bronić
prześladowanych, uciskanych, wykluczanych, zniewalanych,
demoralizowanych, poniżanych, skrajnie ubogich, których jest u nas
obecnie 2,5 mln, słabych, chorych, marginalizowanych, jak chłopi i
robotnicy, a także wielorako i niemal powszechnie oszukiwanych,
zwłaszcza jeśli są uczciwi, a naiwni co do naszego porządku
społeczno-państwowego.
Rzecz
jasna, w praktyce są to kwestie często skomplikowane i trudne,
wymagające wielkiej wiedzy, roztropności i dobrej woli, a tej ostatniej
zwykle brakuje ludziom nienawidzącym chrześcijaństwa, widać wyraźnie, że
mają oni dziś jakąś inspirację diaboliczną. Obserwacja pokazuje, że
bardzo nienawidzą Kościoła ci, którzy mają bardzo zbrukane sumienia.
Bóg państwa
Należy
zauważyć, że od późnego średniowiecza rozwija się coraz mocniej
szatański dogmat, że państwo ma prerogatywy boskie, a nawet że jest w
ogóle Absolutem, bogiem (Hegel, Marks, materialiści, skrajni
liberałowie).
W
całych dziejach ludzkości jest to teza najbardziej niedorzeczna i
paradoksalnie leży dziś u podstaw przeciwników silnych państw, gdyż
faktycznie nie chcą oni państw rządzących się normami etycznymi.
Ten
szatański dogmat wyziera z ideologii liberalistycznej w Europie i już u
nas, choć nierefleksyjni ideologowie nie zdają sobie z tego sprawy.
Sama laicyzacja jest w istocie swej uznaniem doczesności za boga. Nasi
politycy i ideologowie, nawet wierzący, przyjmują w rezultacie dwóch
bogów: Boga wiary, Boga kościelnego, Boga w niebie i Boga władzy
świeckiej, boga państwowego, boga tego świata niezależnego od Boga w
niebie, od Chrystusa. Przy tym Bóg "religijny" nie ma nic do boga tego
świata, do władzy ziemskiej. Na tej zasadzie nawet niektórzy katolicy
zwalczają kult Chrystusa, duchowego Króla, w tym i Króla Polski.
Z
dogmatu szatańskiego wynika podstawowy paradoks: każda obecność i
czynność Kościoła na scenie państwa jest rzekomo polityczna, nawet
modlitwa, i wroga państwu, a bóg państwowy, polityczny otrzymuje
charakter nowej, współczesnej religii, która nie toleruje tradycyjnej
religii i Kościoła. To nie jest pusta spekulacja. To jest logika. Jeśli
państwo zaneguje Boga w ogóle lub "wyrzuci" Go ze świata, ze swej sceny,
jak u nas robi to już większość ludzi władzy i polityków, to bogiem
jest materia, doczesność, świat, to "umysły ich - jak mówi Pismo -
zaślepił bóg tego świata" (2 Kor 4, 4). Polityka jest autonomiczna
względem instytucji Kościoła, ale nie jest autonomiczna względem Boga i
etyki (por. "Gaudium et spes", nr 20, 36, 41). Człowiek rozumny nie może
siebie uważać za Boga, oddawać kultu materii i głosić chwały nicości.
Dzisiejszy
człowiek słusznie odkrywa swoją wielką godność jako osoba i pewne
niejako partnerstwo wobec Boga z Jego daru, ale nie może tracić rozumu. I
jest dziwne zjawisko w dziejach, że człowiek może bardzo czcić kogoś
drugiego, ale bywa też obłędna pokusa wynoszenia kogoś, choćby
najwyższej władzy, jakby ponad Boga. Może się to dokonywać
niepostrzeżenie, jak u pewnego spowiednika hrabiny, który zagaił
spowiedź: "Czym pani hrabina była łaskawa obrazić Pana Boga?".
Nie ma rozdziału od Boga
Zasada
rozdziału Kościoła od państwa płata nam w UE i u niektórych naszych
polityków dziwnego figla: oto Kościół ma być oddzielony od państwa, ale
nie państwo od Kościoła. Na forum publicznym państwo ma panować nad
Kościołem. Ma go niszczyć, zniesławiać, wykluczać, monitować, pouczać w
sprawach religijnych. Słynny był zakaz kultu krzyża przed Pałacem
Prezydenckim, prezydent zablokował biskupstwo kapelanowi ks. płk.
Sławomirowi Żarskiemu za żarliwą troskę o Polskę. W ogóle forsuje się
nominacje kościelne liberałów i rozbijających Kościół.
Wprowadza
się przestępcze normy moralne, jak zabijanie dzieci chorych przed
urodzeniem, rasizm, eugenikę. Nasi władcy i trybunały łamią sumienie
katolików. Pewna prominentna polityk obwieściła, że nie ma sumienia
osobistego, jest tylko sumienie partyjne i jej wodza. Przecież to czysty
hitleryzm i bolszewizm.
Czyni
się coraz większe utrudnienia w sprawowaniu funkcji społecznych
Kościoła, w zgromadzeniach religijnych, w dziedzinie finansowej,
budowaniu kościołów, wznoszeniu krzyży, w działalności charytatywnej i
misyjnej. Stosuje się esbeckie szykany wobec broniących publicznie
Telewizji Trwam.
Chętnie
dyskredytuje się pielgrzymki katolickie, podobnie kiedyś postępowali
muzułmańscy cesarze w Indiach wobec hinduistów tubylców. Szerzy się
wrogą propagandę w szkołach, w mediach, na uniwersytetach, w różnych
organizacjach i w sztuce, pozbawiając nas przy tym możliwości obrony.
Nie
chroni się Kościoła i Polaków przed bluźnierstwami, opluwaniem,
zohydzaniem, zniesławianiem przez niektóre ośrodki żydowskie u nas i na
całym świecie. Przecież władze polskie nie mogą być antypolskie i
wyrodne. Ani prawa, ani nasze słowa prawdy już tych odmieńców nie
powstrzymują.
My,
katolicy, zaczynamy się czuć jak w jakimś "nowoczesnym" obozie, już
nawet nie wspominam o ataku na wolność mediów katolickich: Radia Maryja i
Telewizji Trwam, przecież takie władze powinny zostać usunięte
natychmiast przez obywateli katolików, chyba że znowu uzyskały taki
mandat od sąsiadów za nieustające badania nad katastrofą smoleńską.
Bełkot społeczny i intelektualny rozwija się nawet w zjawiskach o małym
zakresie.
Oto
pewien "inteligent" zarzuca pani Danucie Wałęsowej, że nie doprowadziła
do końca swego feminizmu jako katoliczka, bo choć słusznie
zdyskredytowała męża za jego patriotyzm katolicki, to przecież nie
powinna rodzić tylu dzieci i powinna odejść od męża. Dopiero wtedy
byłaby pełną kobietą. To już takie intelekty tworzą nam obecną kulturę
polską?
Dynamizm zła
Kiedy
Kościół katolicki po Soborze otworzył się szeroko i życzliwie na
ekumenizm i dialog ze wszystkimi innymi religiami i wyznaniami, a także z
masonerią i ateistami, to założył, że dzisiaj już otrzyma wzajemność
życzliwości, rzeczowy dialog i pokój. Częściowo tak się też stało, ale
raczej w większości niekatolików zrodziło się przekonanie, że Kościół
katolicki uważa każdą religię i każde wyznanie za równe sobie, że każda
religia jednakowo zbawia, nie tylko Jezus Chrystus, a nawet że katolicy
powinni przechodzić na ich stronę. Wielu katolików zaczęło się gubić.
W
ciągu kilkudziesięciu lat po Soborze powstało wiele tysięcy
synkretyzmów, czyli mieszanek religijnych i zwykłych sekt. A przeciwnicy
obecności Kościoła na forum publicznym, nawet katolicy, jak np. u nas
Unia Wolności, z którą się związał prezydent, zaczęli z wielkim zapałem i
dufnością wypierać Kościół z tego forum albo poddawać go sobie, swojej
doktrynie i swojej władzy.
A
zatem zło antykościelne nie jest bynajmniej statyczne, ciche i
pokojowe, lecz zdobyło większą dynamikę. Na przykład katolicy liberalni,
także w Polsce, zaczęli wołać, żeby Kościół odrzucił niektóre dogmaty,
autorytatywną etykę, władzę religijną nad wiernymi i w rezultacie, by
Kościół stał się klubem hobbystów religijnych, z których każdy miałby
taki autorytet, jak i Chrystus.
Stąd
też cała masa zwykłych idiotyzmów, jak np.: "Według mego głębokiego
przekonania piekła nie ma", albo: "Opowiadam się za postępem w Kościele i
kobiety powinny być święcone na prezbiterów i biskupów, Kościół musi
się dziś na to zgodzić, bo inaczej zginie". W rezultacie nieokiełznana
prawdą wolność rozbija Kościół jako społeczność na kościoły
indywidualne.
Podobnie
źle rozumiane "wyzwalanie się" z przeszłości i wyższych wartości
powoduje w państwie potęgujący się chaos i zło. Politycy oderwani od
mądrości religijnej nie mają żadnej głębszej i pełniejszej wizji życia,
jest coraz gorzej. Maksyma filozoficzna mówi: "Parvus error in
principio, sed magnus in fine (Mały błąd na początku staje się wielki na
końcu).
Już teraz liberalistycznej degeneracji państw nie sposób zatrzymać. Widać to dobrze m.in.
po katastrofie smoleńskiej. Rząd ją zlekceważył, a w świadomości i
psychice polskiej rozwija się jak rak. I ciągle nie ma zdecydowanej
operacji, stosuje się jakieś placebo z domieszką oszustwa lub kpiną z
logiki.
Na
przykład po publikacji w "Rzeczpospolitej", że na szczątkach samolotu w
Smoleńsku odkryto ślady trotylu i nitrogliceryny, prokuratura na
konferencji prasowej stwierdziła na początku, że nie było tam żadnego
trotylu czy nitrogliceryny, a "Rzeczpospolita" kłamie, na końcu zaś
powiedziano w tym samym wystąpieniu, że próbki nie są przebadane, mogą
mieć różne rzeczy, no i że zostały w Rosji, a wyniki mogą być dopiero za
pół roku i nie ma obawy, że będą podmienione, bo próbki "są
zaplombowane".
Dodano
jeszcze aneks, że na lotnisku smoleńskim jest masa trotylu, że ślady w
samolocie mogły być po przewożonych kiedyś żołnierzach. Brakowało tylko
dopowiedzenia, że na Siewiernym unosi się tyle trotylu, że gdyby tam
kogoś poufale klepnąć, to on wybuchnie.
W
każdym razie obywatele polscy są traktowani jak idioci. I kochane
władze bardzo się denerwują, gdy niektórzy na ich widok na
uroczystościach buczą lub gwiżdżą. Co oni robią: przecież "państwo
polskie zdało we wszystkim egzamin". Nie mogą zrozumieć, że ich
milczenie smoleńskie przywołuje na pamięć "milczenie katyńskie". Już
bardziej dyplomatycznie rozgrywa to Władimir Putin, który skłonił
patriarchę Cyryla do przyspieszenia pojednania Cerkwi rosyjskiej z
Kościołem polskim, by zapobiegać rozwarciu się przepaści między Polską a
Rosją.
A
co do świadków i bliższych badaczy katastrofy smoleńskiej, to z naszej
strony pozostaje się nam tylko modlić, żeby ewentualnie następni po
owych chyba już pięciu nie popełniali samobójstw w weekend, bo
prokuratura zleci sekcję zwłok dopiero późno w poniedziałek. To wszystko
składa się na atmosferę wielkiej nieodpowiedzialności państwa.
Tymczasem już 75 proc. Polaków, nienależących do PO, SLD i Ruchu
Palikota, sądzi, że katastrofa smoleńska była skutkiem zamachu.
Najbardziej
dokuczliwe i poniżające obywateli polskich jest rosnące oszukiwanie nas
w wielu sprawach i przez władze, i przez polityków, i przez media.
Trzeba to powiedzieć, gdyż to bardzo niszczy życie społeczne. Już nie
mówię o ciągłych akcjach propagandowych i atakach na Kościół i
katolików, ale nawet kiedy zdarzy się wpadka gospodarcza czy polityczna,
to odpowiedzialni za nią nikną i wystawiają rzeczników do odpowiedzi, a
oni na niczym się nie znają i odpowiadają w stylu: trzy po trzy para
piętnaście.
Tak
kpią sobie z nas. Podobnie bardzo żenująco wypowiadają się niektóre
osoby w ciekawej, zdawałoby się, audycji: "Minęła 20". Prowadzący
dyskusję starają się, jak mogą, podnieść poziom, ale zbyt często nic to
nie daje. Na przykład będzie taki powtarzał, że w Smoleńsku Jarosław
Kaczyński "zabił" swego brata Lecha. Przecież telewizja to nie szpital. W
tej sytuacji staje się jasne, dlaczego chce się zniszczyć Radio Maryja i
Telewizję Trwam. Dlaczego? Dlatego że choć może czegoś nie wiedzieć, to
jednak nie kłamie. A prawda dyskredytuje kłamstwa.
Boli
też bardzo schizofrenia w sprawie demografii. Władze i większość
polityków boleją nad niską dzietnością w Polsce, ale jednocześnie w
nienawiści do Kościoła legalizują, a nawet szerzą aborcję, układy
homoseksualne, środki poronne. Ostatnio też potwierdzają butnie
legalizację mordowania chorych dzieci, nawet tuż przed urodzeniem.
Dowodzą
perfidnie, że to "postęp". Czy powariowali? Niech się wstydzi grecka
Sparta prawie sprzed trzech tysięcy lat, że dzieci kalekie, chore i
słabe porzucała w dolinie gór Tajget dopiero po urodzeniu. I niech się
wstydzą dawni Rzymianie, którzy takie dzieci zrzucali razem ze
zbrodniarzami ze Skały Tarpejskiej na Kapitolu. Dziś mamy postęp: takie
dzieci zabija się jeszcze przed urodzeniem.
Traktuje
się je "humanitarnie". Zabija się po kawałku, szybko, w higienicznych
gabinetach, sterylizowanymi narzędziami, w białych kitlach. Taki jest
postęp w rasizmie, eugenice i w handlu embrionami, zdrowymi i ładnymi, z
określoną płcią i odpowiednim kolorem włosów, i tak bez Kościoła
społeczeństwa coraz bardziej wyrodnieją.
***
Dlaczego
współczesne elity nie widzą, że społeczeństwa, państwa, narody i
kultury bez odniesienia do Boga i do najwyższych wartości duchowych
nicestwieją? Mądrzy i wielcy władcy i przywódcy od tysięcy lat zawsze
współpracowali z religią nie tylko dla utrzymania posłuszeństwa ludu.
Skąd powstał dziś taki bunt przeciwko prawdzie, dobru i pięknu? Omamy
techniczne? Samoubóstwienie? Szał egzystencjalny? Zaćmienie idei? Jest
coś diabelskiego w tym, gdy pewni ludzie kroczą z dumą, że Polska
odzyskała pełną wolność, a jednocześnie zamykają usta Kościołowi jako
przeszłości i nie mają sobie nic do wyrzucenia. Ale nie jest bez winy i
ogół synów i córek Polski i Kościoła, cierpiących na polityczną,
patriotyczną i kościelną zaćmę na oczach i sercach, zabłąkanych na
drogach ducha. Nie widzą zła ani w domu polskim, ani w sobie. Nie
poznaliśmy dobrze czasu nawiedzenia po odejściu Bestii okupacyjnej ani
czasu ścielącej się nowej zdrady, ani też czasu potrzeby odrodzenia
duchowego i moralnego.
Ks. prof. Czesław S. Bartnik
Źródło: Nasz Dziennik, 19 listopada 2012, Nr 270 (4505)
http://aniol-ave.blogspot.com/