Od dłuższego czasu w wielu Polakach narasta przekonanie, że
nasz kraj znajduje się na równi pochyłej. Niektóre symptomy rozkładu
tkanki państwowej są na tyle poważne, że wydaje się, że niewiele już
można zrobić, a tych, którzy wzywają do opamiętania nazywa się
oszołomami. W tym kontekście, Kazania sejmowe Piotra Skargi,
którego rok właśnie obchodzimy, wydają się być nadzwyczaj aktualne.
Trafne spostrzeżenia XVI-wiecznego kaznodziei, bez większych modyfikacji
można przełożyć na sytuację Polski na początku XXI wieku.
Sprzedajność, korupcja i nepotyzm, to główne grzechy polskiego życia
publicznego. Jak bardzo są groźne można aż nazbyt dobrze przekonać się
obserwując ostatnie wydarzenia w naszym kraju. Sędzia gotowy wykonać
każde polecenie władzy (notabene podejrzewany o korupcję) i prezes
państwowej spółki upychający całą rodzinę na intratnych stanowiskach
stali się symbolami Polski AD 2012. Polacy tak bardzo przyzwyczaili się
do “znajomości”, że uważają to za coś normalnego i nie widzą w tym
żadnego problemu. Czy to spadek po latach komunizmu? Pewnie też, ale dla
wielu po prostu tak musi być. A władza jeszcze obywateli w tym
utwierdza, bo skoro wysoko postawieni urzędnicy tak postępują, to czemu
nie może się w ten sposób zachować zwykły człowiek?
Niemniej groźne dla prawidłowego funkcjonowania państwa są też
karierowiczostwo i głęboko posunięta walka o swoje interesy. W polskiej
polityce ludzi gotowych całkowicie poświęcić się państwu można policzyć
na palcach obu rąk. W II RP takie osoby nazywano państwowcami. Dziś i
temu terminowi zdążono już nadać zdecydowanie negatywne znaczenie, a
znany polski filozof i historyk idei w jednym ze swoich felietonów wręcz
obśmiewa ukuty kilkadziesiąt lat temu termin, bo przecież służba
krajowi to anachronizm w dobie międzynarodowej współpracy. Państwowców
na próżno szukać w szeregach partii rządzącej, a i w kręgach
opozycyjnych o takich coraz trudniej, bowiem większość szuka względów u
liderów. Ta swego rodzaju pauperyzacja kadr, to niebezpieczne zjawisko,
które w najgorszym razie może skończyć się rządami ludzi miernych i
niedouczonych.
Największym chyba jednak przestępstwem Polaków wobec kraju jest
obojętność. Ponad połowa obywateli na wybory nie chodzi. Tłumaczenia są
różne: ktoś się brzydzi polityką, komuś nie odpowiada żaden kandydat,
jeszcze innemu zwyczajnie nie chce sięwyjść z domu. Myślenie Polaków
idzie w tym kierunku, że każda władza, za której mają pracę i na czas
wypłacaną emeryturę jest dobra, a po nas tylko potop. Już nawet nie
myślą, o tym, jak będzie się żyło ich dzieciom i wnukom, choć ich
perspektywy wcale nie rysują się w różowych barwach. Przeciwnie, za
kilkanaście lat będziemy mieli pokolenie nie znające dobrze języka
polskiego i historii swojego kraju, za to znakomicie znające angielski i
z wpojony zakaz samodzielnego myślenia.
Od lat afera goni aferę, a winni i tak nie zostają ukarani, bez
większych przeszkód kontynuując swój proceder. To wina nieskutecznego i
bezmyślnie tworzonego prawa, w którym przestępca ma więcej do
powiedzenia niż ofiara, a najprostszy proces trwa minimum kilka lat. By w
Polsce zaczęło się odrobinę lepiej dziać, naprawdę nie trzeba wiele.
Wystarczy wprowadzić kilka ustaw, by ułatwić życie przedsiębiorcom,
zatrzymać część zysków generowanych przez wielkie sieci handlowe i
międzynarodowe koncerny, czy skutecznie konfiskować majątki pochodzące z
przestępstwa. Zawsze znajdzie się jednak kilku wpływowych biznesmenów,
którym jest to nie na rękę, a wtedy o potrzebnych regulacjach można
zapomnieć.
Władza wmówiła obywatelom, że państwo zdaje wszystkie trudne
egzaminy, ale jak się później okazało, Polska nie zaliczyła nawet
prostych kartkówek. Nie przestrzega się elementarnych zasad państwa
prawa i zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Zamiast tego są kolejne PR-owe
zagrania, propagandowe komunikaty, mówiące o zielonej wyspie na morzu
kryzysu i doskonałej pozycji w Unii Europejskiej, choć tak naprawdę
gospodarka spowalnia, a większość krajów Europy nie uważa nas za dobrego
partnera.
O Kościele katolickim, który od wieków jest filarem Polski mówi się,
że to średniowieczny przeżytek, zabobon, instytucja która już dawno się
przeżyła. W niewybredny sposób obraża się i duchowieństwo, i wiernych.
Wystarczy wziąć do ręki, albo spojrzeć na okładkę któregokolwiek z
ukazujących się lewicowo-liberalnych tygodników, by o tym się przekonać.
Niektórzy zapomnieli albo w ogóle nie przyjęli do wiadomości faktu, że
to właśnie Kościół w czasach zaborów, okupacji i komunistycznego
zniewolenia pozostał jedynym miejscem, do której uciekały się prawie
wszystkie środowiska.
Jeśli jeden z czołowych polityków lewicy mówi, żeby wyzbyć się
tożsamości narodowej, historii i symboli, po to, by stać się
“nowoczesnym Europejczykiem”, to znaczy, że pękła kolejna bariera, za
którą można już lżyć własny kraj bez żadnych ograniczeń. Wspomniane
słowa nie wywołały żadnej reakcji ze strony rządu, premiera, czy
prezydenta. Jeśli więc najważniejsze osoby w państwie nie odważyły się
na zdecydowaną reakcję, to znaczy, że w pełni aprobują hasło: “wyrzeknij
się Polski”. To jest dokładnie to o czym pisał w XVI wieku Piotr Skarga
– nieżyczliwość własnej ojczyźnie jest jedną z chorób trapiących
Rzeczpospolitą.
I wreszcie najcięższa dolegliwość Rzeczpospolitej – słabość i
miałkość władzy. Partia rządząca od 5 lat w naszym kraju wraz z jej
liderem skompromitowała i zdegenerowała się tak bardzo, że nie panuje
już właściwie nad niczym, a jednocześnie boi się protestów przeciwko
sobie, wprowadzając drakońskie rozwiązania przeciwko wolności słowa.
Władza to bezsilna i próżna. Już dawno nie patrzy, by obywatelom żyło
się lepiej, ale tylko by zachować swój stan posiadania lub ewentualnie
go powiększyć. Podpierana przez wpływowe media, popada w rutynę tak
bardzo, że liczy się już tylko władza dla władzy. Nic ponad to.
Jakkolwiek patetycznie by to nie zabrzmiało, hasło Ojczyzna w
niebezpieczeństwie! nie było tak aktualne od drugiej połowy XVIII wieku.
Oczywiście zaraz pewne grupy wyśmieją, że to bogoojczyźniany tekst,
który miał może miały sens, ale kilkaset lat temu. Dzisiaj przecież
liczy się postęp i demokracja. Jednak na przekór im trzeba bić na alarm,
przemówić do sumienia Polaków, wstrząsnąć nimi zanim będzie za późno i
staniemy się najpierw “państwem sezonowym”, a potem tylko jednym z
regionów Unii Europejskiej.