August
Kardynał Hlond, Prymas Polski.
Środa
Popielcowa 1932
Moi
Kochani Księża!
Najdrożsi
Diecezjanie!
W
Popielec idę do was z wezwaniem do pokuty. Tak Kościół
każe. Więc pochylcie
głowy swoje Bogu
( Ze mszy ferialnej w okresie wielkopostnym), drodzy kapłani i ty,
mój ludu ukochany. Niech je posypię popiołem obrzędowym,
niech je krzyżem naznaczę i niech nad wami tę modlitwę mszalną
odprawię, która nam miłosierdzie wyprasza, przebaczenie i
łaski. Z postu i umartwienia, z modlitwy i skruchy niech się w
duszach naszych zrodzi zmartwychwstanie z win, ocknienie z ospałości
i pełna radość wielkanocnego zwycięstwa nad grzechem i śmiercią.
Liturgia
wprowadza nas w rozważanie Męki Pańskiej i największego
szaleństwa, jakiego się człowiek dopuścił, zabijając swego
boskiego Odkupiciela. Niestety, ta walka z Chrystusem nie wygasła z
Jego ofiarą na Kalwarii, lecz wybuchła na nowo, gdy po zesłaniu
Ducha Św. rozpoczął się zwycięski pochód Jego krzyża
poprzez świat. W naszych czasach rozpętała się ona z niebywałą
srogością. Bezbożnicy wszelkich krajów chcieliby na
szczytach pychy człowieczej urządzić nową Golgotę, wystawić tam
na szyderstwa Chrystusa, żyjącego w swym Kościele, a potem
skończyć na zawsze z Nim, z Jego Imieniem, z Jego Ewangelią, z
Jego wpływem na życie ludów i na ducha dziejów.
Ponawia
się widowisko Męki Pańskiej. Rośnie nienawiść wrogów
Chrystusowych. Zwalczają Jego naukę, podają w pogardę Jego prawo,
burzą Jego świątynię, zniesławiają i gnębią Jego Kościół,
fałszywie
oskarżając go o wiele rzeczy
(Mk 15,3), o podburzanie narodów, o buntowanie przeciw
zwierzchności świeckiej, o ukryte zamiary zagarnięcia władzy
państwowej: Tegośmy
znaleźli podburzającego naród nasz i zakazującego daniny
dawać cesarzowi i mówiącego, że on jest Chrystusem Królem
(Łk 23, 2). Grożąc niełaską możnych, wymuszają nieprzyjazne
dla katolicyzmu zarządzenia, a od kierowników państw
domagają się jego zagłady: Jeżeli
tego wypuścisz, nie jesteś przyjacielem cesarskim
(J 19, 12). Już się w związkach światowych szykują tłumy
namówione
(Mt 27, 20), które żądać mają jego skazania. Sumienie pyta
znowu: Cóż
złego uczynił? Żadnej przyczyny śmierci w nim nie znajduję (Łk
23, 22). A poduszczone
rzesze(Mk
15, 11) mimo to nalegać będą, jak przed Piłatem, głosami
wielkimi żądając, aby był ukrzyżowan. I wzmacniają się głosy
ich
(Łk 23, 23). Znać pośpiech nerwowy w szeregach bezbożniczych.
Chcą tę rozprawę czym prędzej przypieczętować nowym
bogobójstwem w życiu ludzkości.
Skupieni
pod krzyżem Chrystusowym rozpamiętywajmy te współczesne
"gorzkie żale." Niech dzieje nie powtórzą o
dzisiejszym pokoleniu katolików ewangelicznego zapisku: Wtedy
uczniowie jego opuściwszy go, wszyscy uciekli
(Mk 14, 50). Niech Jezus na swej dzisiejszej drodze krzyżowej
nietylko współczucie i żal w naszych duszach wzbudza, lecz
także postanowienie śmiałego czynu apostolskiego ku ratowaniu
świata, aby Zbawiciel i do nas rzec nie musiał: Nie
płaczcie nade mną, ale sami nad sobą płaczcie i nad synami
waszymi
(Łk 23, 28 ).
I.
Burza
będzie, bo czerwieni się smutne niebo(Mt
16,3). Nie przypadkowo się zdarza, że świat w bezradności
drętwieje.Nie
są przygodnym zjawiskiem ani te napięcia międzypaństwowe, które
zagładcze wojny wróżą, ani te przewlekłe powikłania w
życiu publicznym. Nie jest to następstwem chwilowego zbiegu
okoliczności, że się cywilizowane narody w chaos społeczny
zamieniają i że na gruncie wczorajszego dobrobytu wybujać mogły
groźne zjawy kryzysu gospodarczego. Wobec rozstroju w wszystkich
dziedzinach życia i wobec rozpadania się kultury wieków nie
można się tym łudzić, że skoro jakimś nieprzewidzianym sposobem
poprawią się warunki rolnictwa, przemysłu i handlu, wrócą
same przez się minione czasy uczciwe i dostatnie.
To,
co się w Europie rozgrywa, jest gwałtownym zmierzchem epoki, której
ducha zatruto. Tę niemoc powoduje bezwładność duchowa. To
przesilenie jest następstwem kryzysu moralnego. Ten wstrząs ogólny
jest zapadaniem się wszystkiego, co zawisło w próżni, gdy z
życia ludów usunięto Boga i Jego prawo. Ten ostry załom
rozwoju ludzkości to dowód, że bez pierwiastka bożego
narody nie wytrzymują brzemienia własnych dziejów.Ten
bezład, to gmatwanie się stosunków, to rysowanie i kruszenie
się ustrojów jest bankructwem bezbożnictwa wszelkiego
stopnia i wszelkich rodzajów, bankructwem bezbożnictwa w
etyce, bankructwem bezbożnictwa w życiu prywatnym i zbiorowym,
bankructwem bezbożnictwa w życiu publicznym i w stosunkach
międzynarodowych.
Hasła,
odmawiające Bogu prawa do ludzkości, zapowiadały przyszłość
skąpaną w błyskach postępu ziemskiego, prorokowały rajskie
szczęście, nieskrępowane niczym i nikim. A oto narody przekonywują
się, że są na bezdrożach i że zamiast pomyślności idzie ku nim
poprzez pustkę ludzkich wieszczb i zwodzeń jakaś wielka mścicielna
godzina.
Zawisł
nad nimi złowrogo ten młot
wszystkiej ziemi
(Jr 50,23), którym sobie z materji wykuwały niebo bez Boga. A
czyny ich, wyrosłe ze wzgardy praw bożych, ciąć poczyna sierp
ostry
(Ap 14,18), którym anioł Objawienia grzeszne dzieje ludzkie
zbiera
i wrzuca w kadź gniewu bożego wielką
(Ap 14,19). Nic wesołego nie zwiastuje brzask tego dnia, którego
krwawa jutrzenka odsłania smutne niebo.
"Będzie
burza". Skąd w kraje wpadnie? Którędy się przewali? Co
w swym niszczycielskim pochodzie złamie i zmiecie? Kogo zniszczy a
kogo oszczędzi?
Sumienie
ludów poczyna rozsądzać
znaki nieba
(Mt 16,4). Budzą się pokutnicze nastroje, żal i błagania, które
dusza polska tak rzewnie i tak mocno wypowiada w suplikacjach. Ale
niedość błagać: Od powietrza, głodu, ognia i wojny, wybaw nas
Paniel Niedość wołać: Od gniewu Twego, wybaw nas. Panie! Trzeba
dodać: Od nieprawości,
która kłamała
sobie
(Ps 26,12) i nam kłamie, wybaw nas, Panie! Od wrogów Krzyża
Twego, wybaw nas, Panie! Aby Królestwo Twoje do nas przyszło,
prosimy Cię, Panie!
Bo
są tacy, którzy się możliwością wstrząsów i
katastrof nie przejmują. Są ludzie, którzy się z radością
wpatrują w czerwoną zorzę nad światem i widzą w niej pożądaną
zapowiedz chwili, w której przepaść mają wiara, zasady
moralne, prawo przyrodzone, objawienie, chrześcijaństwo, Kościół.
Oni ten krwawy brzask witają, jako godzinę swoją, jako godzinę
zamieszania i wzburzenia ludów, godzinę walk i mordów,
głodu i rozpaczy. W tę godzinę chcą rozwinąć nad światem
czarną chorągiew szatana. Przyszłe czasy mają się w ich
oczekiwaniu ustalić na zasadzie człowieczeństwa, bezwzględnie
wyzwolonego od Stwórcy.
Takie
są zamierzenia nie tylko bolszewików i bezbożników
sowieckich. Takie cele nęcą wolnomyślicieli, racjonalistów,
wolnomularstwo, wyznawców ateistycznego materjalizmu,
bezwyznaniowców. Tę chwilę gotuje laicyzm, który już
dziś z wszystkich dziedzin życia zdziera znamiona i ślady
religijne. Do tego zmierzają te filozof je i teorje, które
ani w dziedzinie społecznej, ani w życiu publicznym nie uznają
powagi prawa bożego. Nad tym już dziś pracują szerzyciele
zepsucia i bezwstydu, niszczyciele rodziny, sekty, wrogowie Kościoła.
Ratunek?
Przy
rozpływaniu się autorytetów, nawet religijnych, tylko
katolicyzm zachował pełną świadomość swego powołania. Wszyscy
inni poczynili już ustępstwa na rzecz naturalizmu, zdają
neopogaństwu obronne okopy wiary i obyczajów i idą w służbę
tego, co modne, łatwe, władne i popłatne. Na szańcu pozostał
katolicyzm. Na nim spoczął cały ciężar obrony prawa
przyrodzonego, przyrodzonych praw jednostki i rodziny. Czy poza nim
broni jeszcze kto świętości i nierozerwalności małżeństwa? Czy
oprócz niego odgradza ktokolwiek niezłomną barjerą moralną
życie prywatne i publiczne od barbarzyństwa? Tylko katolicyzm
dźwiga jeszcze ludy na wyżyny zasad bożych, których do
słabostek i przelotnych zachcianek czasu nie obniża.
Toteż
ocalenia od moralnej zagłady wyczekują narody nie od kogo innego,
jeno od Kościoła Chrystusowego. Oczy świata zwracają się ku
Opoce Piotrowej, o której katolicy i niekatolicy wiedzą, że
się w potopie zła nie pogrąży.
A
jakaż jest rola Kościoła i katolików wobec przemian, które
świat pod naporem bezbożnictwa przeżywa i wobec przyszłości,
kora się z nich wyłania? Czy wyprowadzi ludzkość do nowej ery,
owianej duchem bożym?
Nie
możemy o tym wątpić, ale nie możemy też daremnie na to liczyć,
jakoby się to stać miało jakimś cudem bożym. Dokona tego
Kościół, nawet mimo ucisku, odradzając się wewnętrznie do
pełnej żywotności mistycznego ciała Chrystusowego i wytężając
energje swoje w wielkim apostolskim wysiłku, do którego go od
lat dziesięciu wzywa nieustannie Ojciec święty.
Pod
widoczną opieką Matki Najświętszej wiedzie Kościół ludy,
lub ich rozbitki, w nowe czasy w imię Tego, który rzekł:
Ufajcie,
jam zwyciężył świat
(J 16,33).
II.
On
ma królować (1Kor
15,25)
Moi
Kochani! Jeżeli się w dalszym ciągu rozmyślania wielkopostnego
bliżej przypatrzymy zadaniom katolicyzmu w tej godzinie
pokuszenia, która przyszła na wszystek świat
(Ap 3,10), to przede wszystkim stwierdzimy ich duchowy i religijny
charakter.
Mylne
jest zapatrywanie, jakoby zadaniem Kościoła było cofać dzisiejszą
chwilę do minionych form, do wczorajszych ustrojów, do
rozmarzonego romantyzmu, do baroku, do bujnego średniowiecza. Nie
jest bowiem rzeczą Kościoła powstrzymywać pochód
ludzkości. Nie o to dbać powinien, by epoki świata były do siebie
podobne pod względem układu stosunków społecznych i
państwowych, lecz o to, by każda epoka żyła duchem Chrystusowym.
Nie poręcza Kościół ustrojów publicznych, nie
przywraca przeszłych form życiowych, nie tworzy nowych. Powołaniem
jego jest podawać wszystkim czasom zasady przyrodzonego i
objawionego prawa bożego, na którym wspierać się powinna
struktura społeczeństw.
Kościół
jest budowniczym świata, ale w znaczeniu Pawłowym bo wznosi w nim
"budowanie," które rośnie
w Kościół święty w Panu
(Ef 2,21). Jest stróżem narodów, ale w dziedzinie
sumienia. Jest wodzem, ale wodzem duchowym, kształtującym stosunek
między postępem doczesnym a nadprzyrodzoną kulturą duszy. Rządzi
ludami, ale w tym zakresie spraw, który Chrystus objął
posłannictwem swojego Królestwa.
Nie
bierze więc Kościół udziału w technicznej przebudowie
społeczeństw, w przeobrażeniach politycznych, w walkach o władzę.
Nie wdaje się ani w treść, ani w tok doczesnych waśni i
nieporozumień, które różnią społeczeństwa i
narody. Jedyny spór i to spór wielki, odwieczny, jaki
prowadzi, to spór o Boga, Jego naukę i prawo, o wiarę, o
sumienie i o swobodę swego działania. Inne walki ziemskie stara się
łagodzić, ale się w nie wciągać nie pozwala, wywierając jednak
pośrednio zbawczy wpływ nawet na niespokojne życie państwowe
przez to, że wszystkim przypomina prawo boże, obowiązujące
również w zakresie spraw publicznych.
Błędnie
też pojmuje zadania katolicyzmu w chwili obecnej kto sądzi, że
Kościół powinien dbać przede wszystkim o to, by się ostać,
i że w tym celu powinien się jaknajmniej narażać, ograniczać swą
działalność do spraw najistotniejszych, a zresztą jak najdalej
uciekać od złości dzisiejszych czasów. Błądzą i ci,
którzy mniemają, że Kościół powinien dziś całą
uwagę i siły kierować ku obronie pozycyj, które ma w ręku,
wylewając się w mniejszej mierze na inne akcje i odkładając na
lepszą chwilę nowe przedsięwzięcia. Jedni chcieliby głos
Kościoła tłumikiem oportunizmu przygłuszyć, aby oszczędzać
tych, którzy
zdrowej nauki nie cierpią
(2Tym 4,3), a drudzy pragnęliby go zamienić w wielki obóz
warowny, odgrodzony zasiekami od świata a tym jedynie zajęty, by
napady odpierać i tak poprzez burzliwe czasy ocaleć.
Kościół
nie jest cieplarnianą roślinką, lecz drzewem, które Bóg
zasiał
na roli swojej
(Mt 13,31), by się rozrosło na świat cały. Na
jego gałązkach mieszkają ptaki niebieskie
(Mt 13,32), ale i wichry szarpią jego konary. Katolicyzm był
zamknięty na modlitwie w wieczerniku tylko do zesłania Ducha
Świętego, a potem wyszedł zeń na zawsze i stał się wiekuistym
apostolstwem, które dla pozyskania ludu
niewiernego i sprzeciwiającego się
(Rz 9,21) wychodzi z Chrystusem poza
obóz, niosąc urąganie Jego
(Hbr 13,13).
Za
wiele jest w pewnych kołach katolickich nastawienia na obronę, a za
mało zrozumienia zdobywczych zadań Kościoła. Skoro wywrót
i bezbożnictwo coraz śmielej uderzają w chrześcijaństwo, musi
być i obrona, i to obrona zwarta, dostojna, mocna w dowodach którymi
walczy, potężna pierwotnym duchem ewangelicznym. Ale obrona to nie
wszystko. Nie wystarcza zasłaniać się i ciosy odbijać. Kościół
ma odnieść i ustalić zwycięstwo,
które zwycięża świat
(2J 5,4), a to zwycięstwo osiągnie tylko walną ofensywą na całym
froncie katolickim.
Naczelnym
nakazem dzisiejszej chwili jest uruchomienie powszechnej ofensywy
katolickiej.
Jej
charakter i cele?
Jest
to ta sama wyprawa, na którą Chrystus sposobił i wysyłał
Apostołów. Na tę wyprawę odłączony
(Rz 1,1) został Apostoł narodów, który mógł o
sobie powiedzieć, że potykał
się potykaniem dobrym
(2Tym 4,7) i który Tymoteusza wzywał: bojuj
dobry bój wiary
(1Tym 6,12). Dzieje tej wyprawy to dzieje wzrostu Królestwa
Bożego od blasków wieczernika. Zamknie je koniec świata. W
naszych czasach ma ona wyjść na wielkie spotkanie przede wszystkim
z armją bezbożniczą i powstrzymać jej postęp. Ma wyprowadzić
tłumy z bezdusznego materjalizmu, ma życie narodów uzdrowić
z laickiej hypnozy, ma w martwe czasy tchnąć ducha bożego. Ma
przywrócić Królestwo Chrystusowe tam, gdzie je przemoc
wyparła, utwierdzić tam, gdzie zagrożone. Ma na wszystkich
szlakach apostolstwa ruszyć naprzód, odbudowywać, błędy
naprawiać, skutki słabości i ospalstwa leczyć, dawne szkody
wetować, a przede wszystkim nie słabnąć w rycerskim duchu, orężem
sprawiedliwości
(Rz 6,13) i zbroją
światłości
(Rz 13,12) wywalczać przyszłym pokoleniom wolność
chwały synów bożych
(Rz 8,21).
Budzi
się w katolicyzmie zapał ofensywy, ale go jeszcze mało.
Zesztywnieliśmy w twardej defensywie ostatniego półtorawiecza.
Przyzwyczailiśmy się do nietwórczej służby w okopach,
przyczyna i duch nieco przygasł, osłabła inicjatywa, ścieśniły
się widnokręgi. Trzeba nam przeszkolenia własnych sił. Trzeba pod
niejednym względem zmienić pogląd na cele i na sposoby pracy, a
przede wszystkim duch stężeć powinien. W łonie katolicyzmu
przeprowadzić należy krucjatę życia wewnętrznego.Tu
czeka nas najważniejsza praca, którą przeprowadzić trzeba
bez zwłoki i miękkości, ale i bez drażliwości i niepokoju.
Wszak
nic się w Kościele nie załamało. To, co w nim jest boskiego, jest
niespożyte. Chrystus jest z Kościołem na wieki i na wieki mieszka
w nim Duch Święty. Dlatego Kościół nie przestanie być
filarem
i utwierdzeniem prawdy
(1Tym 3,15) i wiecznie bić w nim będzie zdrój zbawienia. A
ułomny czynnik ludzki, mimo swych wad, wykazuje za dni naszych i w
stanie kapłańskim i wśród świeckich ludzi bojowników
o wiarę tak uduchowionych i o takim napięciu apostolskim, jakich w
ubiegłych czasach w tej liczbie nie spotykamy. Hufiec ich wzrasta z
dnia na dzień. Stosuje się zatem i do naszego pokolenia to, co
Zbawiciel mówił o pszenicy i o plewach w gumnach boskich, o
powołanych i wybranych, o pannach mądrych i głupich, o słudze,
który talenty pomnażał, i o słudze, który talent
zakopał. Ale zarazem stwierdzić trzeba, że pod tchnieniem Ducha
Świętego katolicyzm wkroczył w okres wewnętrznego odrodzenia.
Z
myśli Chrystusowej i z urządzeń zbawienia ściera Kościół
patynę, którą tu i tam zaszły. Otwiera naoścież skarb
wiary. W całym działaniu Kościoła bije tętno niezwykłej
żywotności. Soki boże docierają i do tych konarów
wielkiego drzewa ewangelicznego, które czas jakiś sterczały,
jakby atrofją dotknięte. Znać walkę ze stagnacją, z rutyną, z
półświadomością religijną, z wszystkim tym, co było
powodem przygłuszenia, zastoju i nieczynu. Także między
siedmiu świecznikami złotymi
(Ap 2,1) strzepuje się kurz czasu i ściera się pył z ołtarzy i z
ambon. Kościół nie chce być muzeum wycofanych z użytku
świętości, lecz Kościołem ducha i mocy Zielonych Świątek. Z
tego ducha i z tej mocy zrodzi się właściwa zwycięska ofensywa
katolicka na zewnątrz.
Najdrożsi!
Tak występuje przed duchem naszym w ogólnych kształtach ta
wielka rozprawa, która będzie stanowiła treść duchową
wieku dwudziestego, ta powszechna walka o Boga w sumieniu ludów,
która się rozgrywać zaczyna między katolicyzmem a
bezbożnictwem. Wkroczyliśmy w wstępny okres tego dziejowego
spotkania między Kościołem
Boga żywego
(1Tym 3,15) a bożnicą
szatańską
(Ap 3,9), któremu w dziejach ogromem i doniosłością
dorównywują chyba tylko zwycięskie zmagania się
chrześcijaństwa z duchem pogańskiego Rzymu.Tak
jak wtedy chrześcijaństwo katakumb zdobyło duszę
zgangrenowaciałego cesarstwa i wchłonęło w siebie ludy
barbarzyńskie, które to cesarstwo rozbijały, tak za dni
naszych katolicyzm z okopów, w których go uwięziła
wolnomularska i laicka przemoc wieku ubiegłego, podbijać będzie
spoganiałą duszę Europy, a w końcu duchem Chrystusowym ujarzmi i
na modlitwę przed ołtarze Pańskie powiedzie te ruchy, które
obecnie walą w rozkałataną budowę społeczeństwa.
Jaka
przygrywka dziejowa towarzyszyć będzie tej walce duchów? Czy
nie będą się chwiały w betonowych posadach nowoczesne
kapitole? Czy w gruzach nie legnie niejedno forum ludzkiej dumy? Czy
nie rozpadną się świątynie i panteony społecznych bożków?
Jaki ucisk przechodzić będzie Kościół? Czy nie skąpie
swej szaty w męczeńskiej krwi apostołów świeckich i
kapłanów?
W
porę powierzyła Opatrzność rządy Kościoła Papieżowi, który
od lat dziesięciu mobilizuje katolicyzm i wydobywa we wszystkich
dziedzinach życia kościelnego nowe energje i wartości. Chrystus
daje Kościołowi mocarne dusze i wielkich wodzów mu sposobi.
Duch Święty rozpala w łonie katolicyzmu żar apostolski i budzi
ducha mocy. Obok "sentire cum Ecciesia" rozbrzmiewa po
świecie wezwanie: "agere cum Ecciesia." Zapał czynu
katolickiego unosi dusze ku twardym trudom apostolskim i ofiarnemu
nastawianiu piersi w obronie prawdy. Niknie słabość i wszystkto
to, co płytkie, jałowe, nietwórcze. To pora bohaterów,
wyznawców, męczenników.
Chrystus
rozwija szeroko swój niepokalany a zwycięski sztandar.
Klękajcie ludy w modlitewnym hołdzie! Radosną cześć oddajcie
królów Królowi
(Hymn z Liturgii Godzin na uroczystość Chrystusa Króla) i za
nim pożądajcie jako
lud mocny, zgotowany ku bitwie
(Jl 2,5).
Bo
On
ma królować
(1Kor
15,25).
III.
Jezus
Chrystus wczoraj i dziś: on i na wieki(Hbr
13,8).
Rozmyślanie
powinno się kończyć praktycznym zastosowaniem prawd rozważanych
do potrzeb własnego życia duchowego.
O
wiele wyżej stałoby nasze życie kapłańskie, moi drodzy księża,
gdybyśmy po każdej medytacji wykonywali wysnute z niej
postanowienia praktyczne, i o wiele wyraźniejsze byłoby oblicze
katolickie całego narodu, gdyby wierni wypełniali w życiu nauki
głoszonego z ambon słowa bożego. Bo
nie słuchacze zakonu sprawiedliwymi są u Boga, ale którzy
zakon czynią, będą usprawiedliwieni
(Rz 2,13).
Przejdziemy
więc po tych ogólnych rozważaniach do rozpatrzenia wpływu
powszechnego kryzysu moralnego na nasze stosunki i zastanowimy się
głównie nad tym, czy w Polsce jest walka z Bogiem, i jakie
stanowisko w stosunku do niej zająć powinien katolicyzm.
Czy
jest w Polsce bezbożnictwo?
Chciałbym
na to pytanie nie odpowiadać, a raczej chciałbym je uchylić, jako
obrażające naród i jego wiarę. Ale czy mógłbym
wtedy ze Św. Pawłem powiedzieć: prawdę
mówię, nie kłamię?
(1Tym 2,7) Czy przysłużyłbym się dobrej sprawie i czy wypełniłbym
usługiwanie swoje
(2Tym 2,7)? Więc odpowiem i w
gorzkości duszy mojej mówić będę
(Hi 10,1).
Niestety
są w Polsce bezbożnicy i jest bezbożniczy ruch. Oczywiście nie
pod tą nazwą, lecz pod wygodniejszą nazwą wolnomyślicielstwa.
Pewna część jest zakonspirowana w tajnych związkach!
Nie
przebrzmiało jeszcze w świecie zmartwychwzbudzające tchnienie:
Polsko, wynijdź
z grobu
(J 11,43), a już odbywa się w łonie wskrzeszonej ojczyzny
śmierciorodne zatruwanie pierwiastków życia i walka z jego
stwórczym początkiem: Chrystusem. Ledwie nas Opatrzność
postawiła z powrotem na straży kultury i wiary, niby bramę warowną
na rozgraniczenie światów, a już klucze tej bramy wydajemy w
ręce Kremlu i zachodniej loży. Dopiero zaczęliśmy rozumieć swoje
nowe posłannictwo narodowe, a już stajemy się widowiskiem walki z
własną przyszłością i z prawdą duszy polskiej, z twórczymi
pierwiastkami postępu i z podstawami własnego rozwoju.
Mówią,
że to powiew Europy, a w rzeczywistości wieje tu woń przykra
moralnego rozkładu tej Europy, która już
cuchnie
(J 11,39), wieje trupi zaduch bolszewickiego Wschodu.
Jakżeż
Polsce nie do twarzy ta wolterjańska mina bezbożnicza! Z wszystkich
brzydactw, którymi fałszowano naszą psychologję, to jest
najwstrętniejsze. Dusza polska, z gruntu religijna, łagodna, z
samego przyrodzenia chrześcijańska
(Tert. Apologeticus, c.17), nie jest zdolna do bluźnierstwa, a kto
ją do bluźnierstwa wykrzywia, dopuszcza się potwornej
perwersji.Bezbożnictwo
to nie tylko nieznany w tradycjach polskich grzech przeciw Bogu, ale
obraza Polski, jej duszy, jej imienia chrześcijańskiego i całej
jej przeszłości.
Na
szczęście nie masowy to ruch. Ale chociaż nie wielu
ich chodzi
(Flp 3,18), znaczą się jednak w kraju ich wpływy. Jeszcze się w
pewnej mierze ukrywają i ukrywają swe istotne zamiary, ale
poczynają sobie coraz śmielej i coraz mniej się krępują. Już i
w samo południe kąkol w pszenicę sieją. Coraz mniej pseudonimów
w ich pismach. Już się przyłączyli do międzynarodowych
organizacyj bezbożniczych i weszli w ich zarządy. Na kongresach
światowych uchwalają z wolnomyślicielami całego świata
bezwzględną walkę z wiarą, wzmożenie propagandy antyreligijnej i
organizowanie masowych wystąpień z Kościoła. W kraju
przeprowadzają te uchwały. Ustawicznymi zamachami na sumienie
stępiają zmysł etyczny narodu. Pogłębiają kryzys moralny i
deprawują duszę polską przez oswajanie opinji publicznej z wszelką
nieobyczajnością. Laicyzują całe życie. Uderzają w katolicyzm a
popierają sekty. Niema się co łudzić: celem ich dążeń jest
polski bolszewizm. Czyli chcą także u nas zapoczątkować erę bez
Boga.
Sumienie
katolickie narodu wyczuwa wyraźnie grozę tych zamiarów i
zdaje sobie sprawę z tego, że to nie jakieś chwilowe
nieporozumienie lub jakiś przemijający objaw bałamutnej myśli,
lecz zdecydowany zamach na całą polską przyszłość. Rozumie
dusza polska, że zwycięstwo bluźnierców oznaczałoby
anarchję, upadek, zwichnięcie posłannictwa dziejowego, a może
zmarnowanie całego polskiego jutra. Zdrowa część narodu, a więc
jego ogromna większość, poczyna się przejmować
odpowiedzialnością za przebieg i skutki tej walki z bezbożnictwem
i pyta, co przedsięwziąć należy, by "Chrystus", który
był z nami "wczoraj", i "dzisiaj" nam drogi
naszego pielgrzymstwa toruje, "pozostał z nami" aż do
wieczora dziejów. To jedno wszystkim jest jasne, że losy
polskiej kultury i misji polskiej w świecie rozstrzygać się będą
w dziedzinie religijnej i że na froncie katolickim dokonywać się
powinna zbiórka sił, które pragną ratować naród
od barbarzyństwa i zagłady.
Kościół
nie zmarnował pierwszych dwunastu lat swobody ojczyzny. Nie wiem,
czy który inny naród dokonał w tym czasie podobnej
organizacyjnej rozbudowy Kościoła i takiego pogłębienia swego
życia religijnego. Szkody, które komunizm i bezbożnictwo
wyrządziły wierze, są małe wobec postępu i zdobyczy katolicyzmu.
Jednym z najwidoczniejszych objawów prężenia się wiary jest
fakt, że ogół laików ma świadomość tego, że i oni
są Kościołem i że nie tylko dzielą z hierarchją
odpowiedzialność za wiarę, ale że mają udział w posłannictwie,
zadaniach, trudach i walkach. To apostolskie poczucie wiernych
zaznaczyło się już niejednokrotnie męską postawą w starciach
wiary z laicyzmem i coraz wyraźniej występuje w pozytywnej
współpracy z hierarchją.
Mimo
to daleko nam jeszcze do pełni ducha i hartu katolickiego.
My,
kochani księża, powinniśmy się nieustannie wznosić na coraz
wyższe szczeble wewnętrznego wyrobienia kapłańskiego i doskonalić
ustawicznie metody pracy duszpasterskiej. Nie traktujmy naszych
stanowisk tak, jak gdyby o nic więcej nie chodziło, jak o kościelne
jednostki administracyjne, na których wystarcza załatwiać
regularnie bieżące sprawy. Gorliwość o sprawę bożą powinna się
w tych nadzwyczajnych czasach uwydatnić w sposób niezwykły,
w wielkiej inicjatywie, ruchliwości, w ofiarnej pracy. Niech poza
urzędową i prawną stroną naszego urzędu występuje bardzo silnie
i wyraźnie strona pasterska naszego powołania, gorące ukochanie
dusz i zrozumienie potrzeb czasu. Ożywiajmy w życiu parafjalnym to,
co popadło w marazm. Pobudzajmy do nowego działania te ustroje
kościelne, które zanikają. Odzyskujmy odpadłych od wiary,
ratujmy tych, którzy dla niej obojętnieją. Z wielką
miłością prowadźmy wszystkich do Jezusowych źródeł
łaski. "Ewangelja nasza" niech nie będzie tylko
w mowie, lecz i w mocy i w Duchu Świętym i w zupełności wielkiej
(1Tes 1,5).
A
i wy, moi ukochani diecezjanie, za których dziękuję
Bogu, ponieważ bardzo rośnie wiara wasza
(2Tes 1,3), nie ustawajcie w dążeniu do zupełności
Chrystusowej
(Ef 4,13).Chrześcijaństwo
jest z istoty swej religją wewnętrzną. Nie polega na
powierzchownych formułkach, na występach urzędowych i
widowiskowych obrzędach. Ono się dopełnia w duszach, które
żyją nadprzyrodzonym życiem Chrystusowym tak, jak "latorośle"
żyją sokami "szczepu winnego". Z głębin tego życia
nadprzyrodzonego, z tej "zupełności Chrystusowej",
wypłynie zewnętrzne życie katolickie, cnota prawdziwa i hartowna
tężyzna moralna. Z wewnętrznej łączności z Bogiem wytryśnie
prosta, szczera modlitwa i serdeczna służba boża. Z cichego
obcowania duszy ze Stwórcą i z rozważania Ewangelji zrodzi
się jasna myśl katolicka. Z tego źródła tryska gorliwość
o sprawę bożą. Z niego biją porywy apostolskie, bojowe zapały i
męczeńskie tęsknoty. Cokolwiek z tego źródła płynie,
jest prawdziwe, cenne, boże. Cokolwiek jest w Kościele wielkiego i
świętego, wybiło z tego źródła
wody, wytryskującej ku żywotowi wiecznemu
(J 4,14).
Od
tego źródła życia nadprzyrodzonego rusza też nasza wyprawa
ku obronie praw Polski, do Boga. Musimy ruszyć wszyscy. Nie czas na
wygodę i nieczynność. Ruszyć muszą młodzi i starzy, mężczyźni,
kobiety, jednostki, rodziny, parafje. Ruszyć muszą bractwa, które
zamarły, jeżeli nie krzeszą ducha apostolskiego. Ruszyć muszą
trzecie zakony w duchu serafickim Biedaczka z Asyżu. Ruszyć muszą
sodalicje, wierne rycerskiej służbie marjańskiej. Ruszyć muszą
organizacje katolickie, bo od tego noszą swe zaszczytne miano. Ruszy
Akcja Katolicka, jako Chrystusowa armja linjowa. Ruszą politycy,
senatorowie, posłowie, profesorowie, nauczyciele, pisarze, literaci,
rolnicy, robotnicy, wszystkie zawody.
Pójdziemy
z Chrystusem w naród i jego życie. Pójdziemy na pracę,
na niewygodę, na nieprzyjemności
i upokorzenia, na ofiary i poświęcenie. Pójdziemy na czyn
osobisty, ukryty, nieznany. Pójdziemy na wspólne,
wielkie, skoordynowane działanie.
Najwyższą
zasadą będzie nam miłość Boga i narodu, prawdy i błądzących.
Komunja święta będzie nam codziennym "chlebem mocnych."
Modlitwa będzie nam wytchnieniem. Cierpienie radością. Niebo
zapłatą.
Nie
spoczniemy, aż Bóg zapanuje w życiu narodu. Nie dopuścimy
do wygnania Chrystusa z Polski.
Zostań
z nami
Chryste na
wieki!
(Łk 24,29)
Poprzez
burze wieków prowadzi Kościół Najświętsza Maryja
Panna. Im groźniejsze wały
miotały łódź
(Mt 14,24) Piotrową, tym jaśniej błyszczy na horyzoncie wiary
"Gwiazda morza". Tulmy się do niej. Niech nas krzepi
duchem Wieczernika. Niech nam ześle triumfy Lepanta. Niech nam
zgotuje Wiedeń dwudziestego wieku. Niech jako "Wspomożycielka
Wiernych" powiedzie do zwycięstwa nad bezbożnictwem i niewiarą
zbrojnych duchem rycerzy Chrystusowych.
W
Jej szeregach niech nikogo z nas nie braknie.
Tym
postanowieniem zakończmy to wielkopostne rozmyślanie.
Już
na walkę ruszają
królewskie sztandary, już w blaskach tajemnica Krzyża
jaśnieje
(Hymn z Liturgii Godzin w okresie pasyjnym) nad walczącym światem.
Na
kolana! A potem w szeregi! Nie
dajmy się zwyciężyć złemu, lecz zwyciężajmy złe w dobrem
(Rz 12,21).
Na
tę zwycięską służbę Chrystusową błogosławię wam czule w
imię Ojca, Syna i Ducha Świętego. Amen.
http://aniol-ave.blogspot.com/