Że
zaś w owe czasy wielu w tym Zakonie było świątobliwych i świętych
Polaków, jak Piotr Skarga, Mikołaj Łęczycki i inni, wielebny O. Juliusz,
wielki miał dla Narodu polskiego respekt i miłość, i wdzięczność za to,
że Polacy tylu znakomitych świętością i nauką dalijego Zakonowi
członków, Zakonowi, który dobry ten zakonnik – jak swą Matkę, całym
ukochał sercem. W narodzie polskim wyczuwano od zarania dziejów, że
wszelkie dobro pochodzi od Boga i Bogu należy je składać przez Maryję.
Pamiętając o tym, często zasyłał swe modły do „Wniebowziętej Królowej”
przez przyczynę ukochanego współbrata w Zakonie, „małego Polaka”
Stanisława Kostki, „za wspaniały i wielki Naród, co takiego
nadzwyczajnego wydał z siebie świętego” jak Stanisław Kostka. Zapragnął
też O.Juliusz Mancinelli ujrzeć i uczcić tę ziemię polską, „Matkę
Świętych”, nawiedzić grób chwalebny św. Stanisława Biskupa i Męczennika,
patrona św. Stanisława Kostki, podziękować Bogu w Katedrze krakowskiej
za łaski jakie mu Wniebowzięta Królowa Maryja w ciągu życia wyprosiła i
udzieliła na rozlicznych Misjach w Konstantynopolu i w Azji wśród
niewiernych Turków i w polskiej Katedrze prosić o dalsze łaski dla
uprzywilejowanej Polski. Jakby tę podróż do dalekiego kraju odprawić i
świętą ziemię Męczenników nawiedzić i uczcić? Ziemię, o której papież
Paweł V powiedział, że gdyby ją ścisnąć w garści, to by się krew
męczeńska polała z niej – tylu Polaków życie za wiarę w ciągu wieków
dało, iż cała „jest jedną relikwią świętą”. Nie wiedział jednak Mąż
Boży, jak tego dokonać? Miał już 70 lat. Bardzo przepracowanego,
przełożeni umieścili w Neapolu, w klasztorze Gesu Nuovo, na
przygotowanie się do śmierci po znojnej pracy na misjach, wśród
niewiernych. Tak o dalekiej Polsce, przez siebie ukochanej, święty ten
zaiste jezuita myśląc – modlił się do Maryi, by mu przyszła z pomocą jak
to wykonać, a również prosił Ją, by mu dopomogła wynaleźć nowy tytuł,
wyrażający nie tylko Jej chwałę w Niebie, ale i na ziemi, w jakiś
niezwykły sposób. Słowem, tytuł „Wniebowziętej Królowej” już mu nie
wystarczał. Gdy się tak w celi zakonnej starzec miły, nastrojony
najuroczyściej wewnętrznie po przyjściu z Nieszporów i procesji w
wigilię Wniebowzięcia Matki Bożej, a więc święta sobie najmilszego, 14
sierpnia 1608 roku, modlił – spojrzał przez okno na firmament Niebieski
i, o dziwo!, ujrzał niby drugi Eliasz-prorok wspaniały i dziwny obłok,
wychodzący jakoby z morza, który płynął ku niemu. O. Mancinelli zobaczył
wyraźnie, jak z owego obłoku powstała słodka postać Dziewicy
Niepokalanej z Dzieciątkiem Jezus na ręku, okryta w królewską purpurę,
pełną Majestatu, a u kolan Jej klęczał piękny młody jezuita, aureolą
cudną okolony: – Wniebowzięta Królowa! – szepnął O. Juliusz, przywykły
do odwiedzin niebieskich Maryi i owładnięty nie dającą się określić
ludzką mową z radością osunął się na kolana, a Maryja już przy nim w
swoim Majestacie. Wielebny O. Juliusz zawołał: „O, Królowo Wniebowzięta –
módl się za nami!”. A Matka Boża mile nań spoglądając powiedziała:Powiedziawszy to Bogarodzica jakby czekała na odpowiedź Wielebnego Sługi Bożego, który też zawołał:
– Królowo Polski Wniebowzięta, módl się za Polską!
Po tych słowach nasza Królowa i Pani miłośnie spojrzała na klęczącego u Jej kolan Stanisława Kostkę, a potem na O. Mancinellego i słodko rzekła:
– Jemu tę łaskę dzisiejszą zawdzięczasz, Juliuszu mój!
Co się działo w sercu świętego zakonnika po tym widzeniu, któż to wyrazić zdoła, gdy on sam ledwie łkaniem radości pytającym go braciom zakonnym opowiadał, modląc się zarazem:
– Królowo Polski... módl się za nami. Matka Boża wielkie rzeczy dla Polaków zamierza.
W krótkim czasie potem za pozwoleniem swych przełożonych, którzy rzecz całą ściśle zbadali, O. Mancinelli doniósł O. Mikołajowi Łęczyckiemu T.J., swemu przyjacielowi w Polsce, o tym, co zaszło i polecił serdecznie, aby Zygmuntowi III, jak wiadomo wielkiemu przyjacielowi Towarzystwa Jezusowego, tę „dobrą nowinę” oznajmił. Ucieszony i król, i Skarga, i cały Zakon Jezusowy w Polsce rychło rzecz całą rozgłosili i że Sama Bogarodzica Dziewica Polski Królową nazwać się i ogłosić raczyła, opowiedzieli. Radość w naszej Ojczyźnie była niewypowiedziana na wieść, że mamy Panią, której królowanie nigdy nie ustanie i która czuwać nad nami będzie po wieki wieków, owszem, nawet „wielkie rzeczy dla nas zamierza” uczynić. Zdziwił się Neapol i Rzym i całe Włochy na tę wieść. Zainteresował się Papież tym faktem – rzecz była bowiem niesłychana i żadnemu innemu Narodowi chrześcijańskiemu łaska taka nie była ani przedtem, ani potem w tym stopniu przez Matkę Bożą okazana i udzielona. Wywyższyła nas Królowa Nieba, wejrzawszy na naszą pokorę, na męczeństwo przodków naszych, na świętość naszych świętych i na chęci nasze dobre, a zupełnie oddane sprawie Bożej; wejrzała i na przyszłość naszą, widziała błędy, które nas do upadku przywiodą, a przecie i wtedy – o dobroci Maryi niezmierzona i nigdy dość nie wywdzięczona! – chciała nam być Królową i Pocieszycielką. Że była – wiemy. O. Juliusz Mancinelli wybrał się do Polski, by ujrzeć Królestwo Maryi. Nie żałował on ani słonecznej swej Ojczyzny, ani pięknego Nieba Neapolu, ani cudownego Morza, ni cichego klasztoru Gesu Nuovo Nie wzdragał się dalekiej, pełnej niebezpieczeństw podróży miły starzec i – poszedł do Polski. Miłość ku Bogarodzicy, ku Królowej Polski Wniebowziętej, gnała go do tych północnych, a wtedy z powodu wojen prowadzonych przez Zygmunta III Wazę i nie bardzo spokojnych krajów. Wtedy po Polsce brzmiało echo kazań sejmowych Skargi, w których potężnej jeszcze wtedy Polsce, karami Bożymi surowo grozi prorok jezuita i że „nas potłucze Pan jako ten garnek”, przepowiada. Inni kaznodzieje też straszą nas nie na żarty. Nikt otuchy nie wlewa w Naród na przyszłość... W takim to okresie, w takim czasie zjawia się w dniu 8 maja 1610 roku w Katedrze wawelskiej staruszek zakonnik. Zakurzony, zmęczony, ledwo żyw, ale z oczu jego błyska jakiś ogień. Ujrzawszy trumnę Ojca naszej Ojczyzny, św. Stanisława, co niegdyś „spoił rozdartą Ojczyznę w jedną całość”, pada krzyżem i modli się za Polskę...Dziękuje Bogu, że ona jest taką urodzajną rodzicielką Świętych, skarbiąc sobie ten przywilej i chwałę, że Kościół cały ją nazywa: „Polską Bożą, Winnicą i Królestwem Bożym” i woła do niej z uznaniem i miłością:
Juliusz – 80-letni staruszek – Bogarodzicę mówiącą do niego:
Jak wielka za życie cnotliwe zapłata...
– Królowo Polski, módl się za nami!
Za rok O. Juliusz Mancinelli już nie żył. Zabrała go Niepokalana i Wniebowzięta Królowa Polski, zabrała do siebie. O, Ojcze Juliuszu, spraw, by i nami nie gardziła. Niech i nas zabierze z sobą po życiu cnotliwym, które nam ułatwiaj z Nieba: Pomnij na nas, Polaków!
Wieść o śmierci tego protektora naszego u Maryi bolesnym echem odbiła się w Polsce. Posypały się do niego prośby do Nieba. Odpowiedział łaskami. Proszono o jego relikwie w 1625 roku – dano ich cząstkę z jego szlachetnej głowy i portret. Nie miało tego skarbu rodzinne miasto świętego męża Macerata, a dostali i mieli Polacy. Dokładnie w 10-tą rocznicę jego śmierci, tj. 15 sierpnia 1628 r., Kraków uczcił go pierwszą koroną na iglicy wieży Bazyliki Mariackiej. Naród nasz też pierwszy o beatyfikację tego świętego Włocha kołatał. Dziś to warto by ponowić, a wzmoże się orędownictwo Jego do Królowej Polski, byśmy się teraz duchowo odrodzili i naprawdę spolszczyli: po dawnemu, po katolicku – święcie!
W XVII wieku wiele burz przeszło nad Polską, ale i danych było wiele znaków specjalnej opieki Królowej. Maryja wciąż czekała na ofiarowanie jej państwa i całego narodu. Gdy pod nawałą potopu szwedzkiego Polska zdawała się ginąć, a król znalazł się na wygnaniu, biskupi polscy zgnębieni donieśli Papieżowi:
„Zginęliśmy, jeśli się Bóg nie zlituje nad nami!”. „– Nie! – woła papież Aleksander.
– Maryja was wyratuje, toć to Polski Pani. Jej się poświęćcie,
Jej oficjalnie ofiarujcie, Ją Królową ogłoście, toć sama tego chciała”. I choć Polacy zwątpili w ratunek – Papież nie zwątpił. Pobożny król Jan Kazimierz, stosując się do rady papieża Aleksandra VII, wrócił do Polski, do Lwowa i tam 1. kwietnia 1656 roku zasilony Ciałem Pańskim z rąk Piotra Vidoniego, Nuncjusza papieskiego, który wtedy Mszę św. odprawiał przed cudownym wizerunkiem Matki Bożej Łaskawej w katedrze, otoczony biskupami i senatorami, następujący wśród powszechnego wiernych wzruszenia, ogłosił MARYJĘ KRÓLOWĄ POLSKI. Chwiejącą się na głowie ostatnich królów koronę przeniesiono na skronie Matki Zbawiciela. Wtedy to po raz pierwszy, podczas publicznego odmawiania litanii loretańskiej przez nuncjusza papieskiego, padło wezwanie: „Królowo Korony Polskiej”. Tysięczne rzesze rycerstwa, mieszczaństwa i chłopstwa padły na kolana z pieśnią „Pod Twoją obronę”. Na tron polski wstąpiła na wieki królująca narodowi Bogarodzica Dziewica Maryja! Rzym i całe chrześcijaństwo radowało się tym faktem, a kult Matki Bożej pogłębił.